poniedziałek, 31 października 2011
niedziela, 30 października 2011
czwartek, 27 października 2011
wtorek, 25 października 2011
poniedziałek, 24 października 2011
niedziela, 23 października 2011
Byłem ostatnio w kinie:
Podobno to pierwszy islandzki film sensacyjny. Dobrze w tym obeznany nie jestem, ale wierzyć mi się nie chce. W każdym bądź razie tyle krwi i przemocy w jednym filmie już dawno nie widziałem. Jeśli to byłaby prawda to na prawdę mamy tutaj piękny znak czasów. Film ogląda się nieźle. Takie amerykański typ kina robiony wszędzie na świecie, czysta rozrywka. Fajnie jakby to pokazali u nas, taka Islandia od innej strony. Kolega z Litwy, odmóżdżony na Sigur Ros, mi się po seansie spytał czy ja uważam, że tu się takie rzeczy na prawdę dziać mogą? Wszyscy myślą, że tu tak przyjemnie i spokojnie. W 98% tak, ale głęboko wierzę, że rzeczy takie jak w tym filmie też się gdzieś na uboczu dzieją.
Serbska mafia, islandzka mafia, dziwki, przekupni policjanci, czarne interesy. A do tego wszystkiego...
Ktoś przyjechał w czasach świetlanych, dorwał się do niezłej fuchy i już teraz pewnie jeszcze przez długi czas będziemy mieli Polaka odpowiedzialnego za muzykę w islandzkich filmach. Nie żebym się czepiał. Co to, to nie. Podoba mi się.
Podobno to pierwszy islandzki film sensacyjny. Dobrze w tym obeznany nie jestem, ale wierzyć mi się nie chce. W każdym bądź razie tyle krwi i przemocy w jednym filmie już dawno nie widziałem. Jeśli to byłaby prawda to na prawdę mamy tutaj piękny znak czasów. Film ogląda się nieźle. Takie amerykański typ kina robiony wszędzie na świecie, czysta rozrywka. Fajnie jakby to pokazali u nas, taka Islandia od innej strony. Kolega z Litwy, odmóżdżony na Sigur Ros, mi się po seansie spytał czy ja uważam, że tu się takie rzeczy na prawdę dziać mogą? Wszyscy myślą, że tu tak przyjemnie i spokojnie. W 98% tak, ale głęboko wierzę, że rzeczy takie jak w tym filmie też się gdzieś na uboczu dzieją.
Serbska mafia, islandzka mafia, dziwki, przekupni policjanci, czarne interesy. A do tego wszystkiego...
Ktoś przyjechał w czasach świetlanych, dorwał się do niezłej fuchy i już teraz pewnie jeszcze przez długi czas będziemy mieli Polaka odpowiedzialnego za muzykę w islandzkich filmach. Nie żebym się czepiał. Co to, to nie. Podoba mi się.
Midnight Sun | Iceland from SCIENTIFANTASTIC on Vimeo.
Dyskutowałem o tym właśnie dziś. Że Islandia to wymarzony kraj dla tych, co chcą doskonalić swój warsztat fotograficzny lub malarski. Chyba nigdzie indziej światło nie jest tak doskonałe, zwłaszcza teraz, gdy noc równa się z dniem i mamy niemiłosiernie piękne wschody i zachody i perfekcyjne światło przed jednym i drugim.
środa, 19 października 2011
Narobiło się nam bardzo wielu niedobrych ludzi w kraju i nie ma dla nich miejsc w więzieniach. A Szwecja boi się o nasze bezpieczeństwo, bo nie mamy armii. Jesteśmy jak ten Tybet. Chyba tylko to, że jesteśmy w NATO hamuje Chińczyków przed zajęciem nas. Czy ktoś na prawdę by się za nami ujął gdyby nie to jak by przyszło co do czego?
wtorek, 18 października 2011
Jestem jednak nadal szaleni. Restauracja Metro, która jest spadkiem po Mc Donaldsie i w której wszystko jest jak w Mc Donaldsie, tylko nie nazywa się Mc Donalds, zrobiła wczoraj promocję i sprzedawała cheesburgera po 99ISK. Nawet nie zgadniecie ile się tego sprzedało w ciągu jednego dnia... 40000 tysięcy!!! Prawie 5 ton!
poniedziałek, 17 października 2011
niedziela, 16 października 2011
Hedonistyczna cześć Reykjaviku świętowała wczoraj festiwal Airwaves. Wydarzeń pobocznych było chyba dużo więcej niż tych głównych. Wszędzie DJe. Na osłodę dla tych co nie mogli być razem z nami:
2011.09.25 Gusgus @ KenFM (Radio Fritz) by Mike Dub aka Little M
2011.09.25 Gusgus @ KenFM (Radio Fritz) by Mike Dub aka Little M
sobota, 15 października 2011
Więc to jednak PRAWDA Nie chciało mi się w to wczoraj wierzyć, a skutek napięcia prądu odczułem na własnej sekundzie- wywaliło mi internet i musiałem restartować router.
piątek, 14 października 2011
My romantic gene is dominant
And it hungers for union,
Universal intimacy,
All embracing.
May I, should I or have I too often
Craved miracles?
May I, can I or have I too often
Craved miracles?
Crave…
To moja ulubiona piosenka z tej płyty i nie mały wpływ na to miało zaprezentowanie jej na koncercie. W ogóle tej płtyt nie warto słuchać, jeżeli nie ma się dobrych słuchawek na uszach. Wszystko jest zminimalizowane a i tak najważniejsze rzeczy dzieją się gdzieś w zakamarkach piosenek.
A takich ludzi jak ten poniżej to ona chyba powinna się być. Trzeba być szalonym lub "najwierniejszym fanem na świecie" żeby się w takie coś bawić i umieszczać to na jutubie. W obydwu przypadkach to dla niej niebezpieczne ;-)
And it hungers for union,
Universal intimacy,
All embracing.
May I, should I or have I too often
Craved miracles?
May I, can I or have I too often
Craved miracles?
Crave…
To moja ulubiona piosenka z tej płyty i nie mały wpływ na to miało zaprezentowanie jej na koncercie. W ogóle tej płtyt nie warto słuchać, jeżeli nie ma się dobrych słuchawek na uszach. Wszystko jest zminimalizowane a i tak najważniejsze rzeczy dzieją się gdzieś w zakamarkach piosenek.
A takich ludzi jak ten poniżej to ona chyba powinna się być. Trzeba być szalonym lub "najwierniejszym fanem na świecie" żeby się w takie coś bawić i umieszczać to na jutubie. W obydwu przypadkach to dla niej niebezpieczne ;-)
Dziś w gazecie pytali się pewnego prezentera telewizyjnego, którego imienia teraz za cholerę nie pamiętam, o "stracone pokolenie". Pan był taki w wieku trzydziestu wiosen co najwyżej i powiedział, że mu się "stracone pokolenie" kojarzy z "Do you believe in love" Cher i "1998 rokiem, kiedy wszystko było możliwe". Tak więc oto oficjalnie ukuł się termin na najnowsze wydarzenia w historii Islandii. Teraz jak nic trzeba nam tylko czekać na islandzkie wydanie CKOD.
Moja szefowa przeżywa rozterki typowej mamy emigranta. Jej syn pierdolnął wszystko i wyniósł się do Kopenhagii ze swoją laską. Oczywiście same zapewnienia, że wszystko jest OK nie wystarczą i biedna udałą się w odwiedziny w ten weekend wszystko skontrolować sama. Drugą córkę z dzieckiem wygnało na drugi koniec Islandii do pracy przy jakimś projekcie, bo w okręgu stołecznym pracy nie było. Najmłodszy kończy coś na ASP tutejszej, więc nie zanosi się, że mu znalezienie pracy jakiejś ambitniejszej przyjdzie łatwo. I tak można być ciągnąć dalej. W tej chwili każdy ma kogoś w tej najbliższej rodzinie (bo w tej dalszej to wszyscy są chyba rodziną- haha), kto gdzieś się wyniósł za granicę.
Moja szefowa przeżywa rozterki typowej mamy emigranta. Jej syn pierdolnął wszystko i wyniósł się do Kopenhagii ze swoją laską. Oczywiście same zapewnienia, że wszystko jest OK nie wystarczą i biedna udałą się w odwiedziny w ten weekend wszystko skontrolować sama. Drugą córkę z dzieckiem wygnało na drugi koniec Islandii do pracy przy jakimś projekcie, bo w okręgu stołecznym pracy nie było. Najmłodszy kończy coś na ASP tutejszej, więc nie zanosi się, że mu znalezienie pracy jakiejś ambitniejszej przyjdzie łatwo. I tak można być ciągnąć dalej. W tej chwili każdy ma kogoś w tej najbliższej rodzinie (bo w tej dalszej to wszyscy są chyba rodziną- haha), kto gdzieś się wyniósł za granicę.
Niesamowicie śmieszny filmik. Ale goście chyba trochę nie zajarzyli o co tu biega... Przecież wiadomo, że nikt prócz jej słuchaczy tego nie kupi.
Spodziewałem się tego trochę więcej szczerze powiedziawszy. No ale może ludzie jeszcze się na festiwalu bawią i wsadzą pewne rzeczy później:
Przez ten filmik to wiele traci.
A to musiał być pan, co mi na d głową ciągle robił "pstryk".
Siedzę sobie w domu i staram się skupić na nauce (islandzkiego- haha), ale nie wychodzi, gdyż co chwilę zerkam za przez okno i obserwuje falujący w blasku lampy też i wiatr odbijający się od domów i doprowadzający samochody do stanu alarmowego. Pasuje mi to wszystko do książki którą czytam. Tam główny bohater też godzinami może stać na dworze (polu? :-) ) i godzinami przyglądać się zmieniającemu się jak w kalejdoskopie niebu. A przy ciągłym wietrze niebo na Islandii zmienia się co chwilę.
Na jakiej wiosce żyjemy uświadamia mi co jakiś czas wizyta w sklepie i te wszystkie dzieci obsługujące mnie i mające problem z rozpoznaniem selera i odróżnieniem melona od mango. A wszystko to jeszcze z nie tych tak bardzo dawnych czasów, gdy na półkach sklepowych, niczym u nas w komunizmie ocet, były tu tylko ziemniaki. Rewolucja żywieniowa nastąpiła i przyjęła się dość szybko, ale niektórzy nadal mają problem z nazwaniem, oczywistych wydawałoby się, rzeczy.
W pracy zastanawiano się po co na Vestmannaeyjar mieszkają ludzie i czy nie lepiej zamienić to wszystko na domki letniskowe po prostu. I wydaje mi się to bardzo niesprawiedliwe gadanie, bo czasami nachodzi, że po co my właściwie tu wszyscy jesteśmy. Szalona, mała wysepka, która na mapie pogody w telewizji wygląda zawsze tak smutno osamotniona i oddalona od wszystkiego w koło, osaczona przez ten cholerny, niebieski kolor broniący dostępu przed czerwonym i ciągle niże za cholerę nie chcące zmienić się miejscami z wyżami.
W gazecie codziennej koncert Björk oceniono na cztery gwiazdki. Zastrzeżenia same moje, ale trudno sobie wyobrazić by tego nie zobaczyć. Koncerty na Airwaves podobno nie zawodzą, ale wszystkie recenzje poza trzy gwiazdki nie wychodzą. I tak na prawdę to większość tych zespól co gra koncerty na które trzeba mieć opaskę, gra zawsze gdzieś potem koncert jak Off- Venue i już biletu mieć nie trzeba. UWAGA! Pod tym linkiem można przez pewien czas ściągnąć ZA DARMO oficjalną składankę z Airwaves! Ostatnia w kompilacji jest Soley, która w wywiadzie w gazecie dzisiaj opowiada o tym, że na pewno wyda druga płytę i że na pewno skończy szkołę muzyczną, by móc być nauczycielem muzycznym. To tak na wszelki wypadek chyba. Jak jej nie wypali bycie następcą Björk. Bo przecież nikt się tu z samej muzyki nie utrzyma. Może dlatego tyle osób ją tu tworzy. Skoro w bardzo niewielu wypadkach wynika z tego coś dużego i generalnie jesteśmy sobie równi? Nie ma sceny do zagospodarowania dla celebrytów, więc po prostu bawmy się. Nie ma profeski, więc każdy może?
Na jakiej wiosce żyjemy uświadamia mi co jakiś czas wizyta w sklepie i te wszystkie dzieci obsługujące mnie i mające problem z rozpoznaniem selera i odróżnieniem melona od mango. A wszystko to jeszcze z nie tych tak bardzo dawnych czasów, gdy na półkach sklepowych, niczym u nas w komunizmie ocet, były tu tylko ziemniaki. Rewolucja żywieniowa nastąpiła i przyjęła się dość szybko, ale niektórzy nadal mają problem z nazwaniem, oczywistych wydawałoby się, rzeczy.
W pracy zastanawiano się po co na Vestmannaeyjar mieszkają ludzie i czy nie lepiej zamienić to wszystko na domki letniskowe po prostu. I wydaje mi się to bardzo niesprawiedliwe gadanie, bo czasami nachodzi, że po co my właściwie tu wszyscy jesteśmy. Szalona, mała wysepka, która na mapie pogody w telewizji wygląda zawsze tak smutno osamotniona i oddalona od wszystkiego w koło, osaczona przez ten cholerny, niebieski kolor broniący dostępu przed czerwonym i ciągle niże za cholerę nie chcące zmienić się miejscami z wyżami.
W gazecie codziennej koncert Björk oceniono na cztery gwiazdki. Zastrzeżenia same moje, ale trudno sobie wyobrazić by tego nie zobaczyć. Koncerty na Airwaves podobno nie zawodzą, ale wszystkie recenzje poza trzy gwiazdki nie wychodzą. I tak na prawdę to większość tych zespól co gra koncerty na które trzeba mieć opaskę, gra zawsze gdzieś potem koncert jak Off- Venue i już biletu mieć nie trzeba. UWAGA! Pod tym linkiem można przez pewien czas ściągnąć ZA DARMO oficjalną składankę z Airwaves! Ostatnia w kompilacji jest Soley, która w wywiadzie w gazecie dzisiaj opowiada o tym, że na pewno wyda druga płytę i że na pewno skończy szkołę muzyczną, by móc być nauczycielem muzycznym. To tak na wszelki wypadek chyba. Jak jej nie wypali bycie następcą Björk. Bo przecież nikt się tu z samej muzyki nie utrzyma. Może dlatego tyle osób ją tu tworzy. Skoro w bardzo niewielu wypadkach wynika z tego coś dużego i generalnie jesteśmy sobie równi? Nie ma sceny do zagospodarowania dla celebrytów, więc po prostu bawmy się. Nie ma profeski, więc każdy może?
czwartek, 13 października 2011
Dziś Björk gra drugi koncert. Jak ja bym się tam chętnie znów wybrał. Na tym z jutuba scena ustawiona jest całkowicie inaczej niż u nas. A ja myślałem, że ona wszędzie jest tak samo.:
I strój u nas też miała całkowicie inny. Trochę w tym wszystkim szkoda, że poskakać nie ma na czym na takim koncercie. Ani chociaż tupnąć nóżką.
Nie było fajerwerków z rąk, nie było u nas też "Pluto". Nieładnie.
I strój u nas też miała całkowicie inny. Trochę w tym wszystkim szkoda, że poskakać nie ma na czym na takim koncercie. Ani chociaż tupnąć nóżką.
Nie było fajerwerków z rąk, nie było u nas też "Pluto". Nieładnie.
środa, 12 października 2011
Björk zawieść mnie nie mogła, bo to jest w końcu Björk. Prawdziwa królowa, idealny głos- zaraz po Beth Gibbons. Zawodzi mnie tylko wszystkie inne w tej Harpie, Na ochronie jakieś dzieci urwane z choinki, jedno z nich rozdaje bransoletki dla miejsc siedzących, za chwilę odchodzi, potem znowu wraca, ale już mnie mija i jakbym się doprosił to bym stał. Plus konsumpcja alkoholu przez Amerykanów przed koncertem kończąca się wychodzeniem do łazienki w trakcie i rozpraszaniem wszystkich dookoła. A rozpraszać było z czego. Niecałę 300 ludzi i scena pośrodku. Magiczna atmosfera. Zaczyna się wprwadzeniem od David'a Attenborough:
I jedziemy:
Piękny utwór wymagający skupienia, liczy się wszystko, a tu ktoś za mną co chwilę "pstryk". I "pstryk". "Pstryk". Potem się już wczuł w perkusję i razem z tą perkusją "pstryk". Jaja na kółkach, a jakie to musiało być dekoncentrujące dla nie w tej małej salce. Ktoś z tych dzieci się w końcu zorientował, że ktoś wszedł do środka ze zbyt wielką lunetą i mu ją zabrał. Instrumenty jakieś dziwne. Walec wytwarzający pioruny zaskakujący. Ipad zamiast nut na fortepianie widziałem po raz pierwszy, może dlatego mnie to tak zachwyciło w pierwszym wrażeniu. Björk chce mnie zmusić bym polubił te jej straszne piosenki "Vertebrae by vertebrae" lub "Mouth cradle". Co ja gdzieś widzę, to je śpiewa. Ten koszmar zdaje się nigdy nie skończyć. Kołowa scena ma też swoje minusy, bo zawsze jest się do kogoś tyłem. Początkowo jest to trochę dziwne, gdy co jakiś tam kawałek ktoś śpiewa do Ciebie odwrócony. Konsternacja ludzi, gdyż nie zdarzyło się jej ani jednego słowa powiedzieć w innym niż w ojczystym (jej) języku. Dużo się nie traciła, gdyż głównie dziękowała, ale na bis zdarzyło się że dedykowała piosenkę "Eyjafjallajökli" i być może Katli co nie długo wybuchnie. I ta konsternacja, bo "Eyjafjallajökull" na pewno każdy fan Björk na świecie potrafi wymówić, ale za cholerę nic nikomu nie wiadomo o "Eyjafjallajökli". Mało kto pamięta, że islandzki się odmienia. Mina niektórych bezcenna. A może tylko mi się zdaję, może nikt tego nie wyłapał bo wydawało się to jedną wielką paplaniną.
Powyżej i poniżej wystrój sali. Widać tyle, na ile mi moja komórka pozwala. Na pewno wkrótce na jutubie będą filmiki. Ktoś na pewno coś gdzieś ma.
Generalnie koncert fajny, ale jak dla mnie przekombinowany. Natura, muzyka i cywilizacja w jednym? Jakoś nie za bardzo to widziałem. Poza tym niby projekt, ale tylko do nowych piosenek. A reszta starych pomiędzy to już tak sobie o i jak dla mnie wszystko się sypało. Te starsze też można by podciągnąć pod jakieś wyrażenie i sir David też mógłby tytuł i słowo (dosłownie) wstępne o tym powiedzieć. Miałoby to jakąś ciągłość. Myzuków raptem dwóch, plus ktoś gościnnie na jakimś starym pianinie(?). Reszta niby grała sama. Ale tak z komputerów wszystko to jak z plejbeku, gdzie różnica? 80 minut plus trzy bisy i szybko koniec jak ze wszystkim co fajne i mogło by trwać. Już nie wiem czy czekam co Björk wymyśli za 4 lata:-)
I jedziemy:
Piękny utwór wymagający skupienia, liczy się wszystko, a tu ktoś za mną co chwilę "pstryk". I "pstryk". "Pstryk". Potem się już wczuł w perkusję i razem z tą perkusją "pstryk". Jaja na kółkach, a jakie to musiało być dekoncentrujące dla nie w tej małej salce. Ktoś z tych dzieci się w końcu zorientował, że ktoś wszedł do środka ze zbyt wielką lunetą i mu ją zabrał. Instrumenty jakieś dziwne. Walec wytwarzający pioruny zaskakujący. Ipad zamiast nut na fortepianie widziałem po raz pierwszy, może dlatego mnie to tak zachwyciło w pierwszym wrażeniu. Björk chce mnie zmusić bym polubił te jej straszne piosenki "Vertebrae by vertebrae" lub "Mouth cradle". Co ja gdzieś widzę, to je śpiewa. Ten koszmar zdaje się nigdy nie skończyć. Kołowa scena ma też swoje minusy, bo zawsze jest się do kogoś tyłem. Początkowo jest to trochę dziwne, gdy co jakiś tam kawałek ktoś śpiewa do Ciebie odwrócony. Konsternacja ludzi, gdyż nie zdarzyło się jej ani jednego słowa powiedzieć w innym niż w ojczystym (jej) języku. Dużo się nie traciła, gdyż głównie dziękowała, ale na bis zdarzyło się że dedykowała piosenkę "Eyjafjallajökli" i być może Katli co nie długo wybuchnie. I ta konsternacja, bo "Eyjafjallajökull" na pewno każdy fan Björk na świecie potrafi wymówić, ale za cholerę nic nikomu nie wiadomo o "Eyjafjallajökli". Mało kto pamięta, że islandzki się odmienia. Mina niektórych bezcenna. A może tylko mi się zdaję, może nikt tego nie wyłapał bo wydawało się to jedną wielką paplaniną.
Powyżej i poniżej wystrój sali. Widać tyle, na ile mi moja komórka pozwala. Na pewno wkrótce na jutubie będą filmiki. Ktoś na pewno coś gdzieś ma.
Generalnie koncert fajny, ale jak dla mnie przekombinowany. Natura, muzyka i cywilizacja w jednym? Jakoś nie za bardzo to widziałem. Poza tym niby projekt, ale tylko do nowych piosenek. A reszta starych pomiędzy to już tak sobie o i jak dla mnie wszystko się sypało. Te starsze też można by podciągnąć pod jakieś wyrażenie i sir David też mógłby tytuł i słowo (dosłownie) wstępne o tym powiedzieć. Miałoby to jakąś ciągłość. Myzuków raptem dwóch, plus ktoś gościnnie na jakimś starym pianinie(?). Reszta niby grała sama. Ale tak z komputerów wszystko to jak z plejbeku, gdzie różnica? 80 minut plus trzy bisy i szybko koniec jak ze wszystkim co fajne i mogło by trwać. Już nie wiem czy czekam co Björk wymyśli za 4 lata:-)
Myślałem o tym filmie "Hafið" ponownie. I to chyba pierwszy film jaki oglądam po islandzku, i chyba jeden z nielicznych w ogóle, w którym natura nie odgrywała drugiej, głównej roli- tak jak jest to zazwyczaj w każdej prawie powieści lub filmie. Czasami mniej świadomie przez autora a czasami bardziej nie ma opowieści o Islandii bez otaczającego cię w wydarzeniach sąsiedztwa i matki natury.
wtorek, 11 października 2011
Znalazłem w internecie stronę, gdzie można przeglądać wszystkie gazety i magazyny z dowolnego okresu. Fajna sprawa.
poniedziałek, 10 października 2011
Rektor Uniwersytetu Reykjawickiego się wkurzył, to mało powiedziane, że Uniwersytet Islandzki dostał jakieś dodatkowe pieniądze i że on też chce. Prócz tego chcą policjanci święcie przekonani że ich płaca minimalna powinna oscylować na poziomie pół miliona koron. Teraz to około 330 000ISK (brutto). Jeszcze dzień i
Airwaves!
Airwaves!
Udałem się dziś w poszukiwaniu książki do księgarni i trafiłem w jednej na perkusistę Príns Póló. Okazało się, że on tak pracuję. Niestety, tylko największe gwiazdy islandzkiej sceny mogą sobie pozwolić na utrzymywanie się ze sztuki, reszta razem ze sportowcami popieprza w zwykłych robotach. I tak mi szuka tej książki i nie wiem czy mnie poznaje czy nie, więc się pytam i okazuje się, że on się właśnie cały czas zastanawia i że to ze mną w Polsce po islandzku gadał i że był w takim szoku, że to się działo, że nie wiedziałem co ma w tej sytuacji z sobą zrobić. Teraz już chyba wiedział, jest nadzieja, że w ciszy moje imię na dłużej zostanie zapamiętane. Obejrzałem nawet swoje dwa zdjęcia z koncertu. O dziwo wyszedłem na nich lepiej niż powinienem. Przez przypadek przy całej sprawie w sklepie sławnym Bad Taste stałem się nabywcą nowej płyty Björk z limitowanej, japońskiej edycji, z trzema dodatkowymi kawałkami. Nowa płyta podoba mi się bardziej niż Nosowskiej. O dziwo. Ale gorąco polecam zaznajamiać się z nią ze słuchawkami na uszach. O wiele więcej zyskuje. Obie panie widać że szukają, ale że Björk znajdzie zaczynam wierzyć coraz mniej.
Nosowska z kolei zaczyna penetrować obszary mało mnie interesujące.
Za stary chyba jestem, żeby wszystko już przyjmować ot tak.
Nosowska z kolei zaczyna penetrować obszary mało mnie interesujące.
Za stary chyba jestem, żeby wszystko już przyjmować ot tak.
Tak głosowaliśmy:
Sejm RP: 1. Prawo i Sprawiedliwość: 78 głosów
2. Polska Jest Najważniejsza: 12 głosów
3. Sojusz Lewicy Demokratycznej: 18 głosów
4. Ruch Palikota: 73 głosy
5. Polskie Stronnictwo Ludowe: 2 głosy
6. Sierpień 80: 1 głos
7. Platforma Obywatelska: 197 głosów
Senat RP:
2. Włodzimierz Izban (PSL): 20 głosów
3. Jerzy Wojciech Krzekotowski (KWW Jerzego Krzekotowskiego): 13 głosów
4. Katarzyna Janina Łaniewska- Błaszczak (PIS): 92 głosy
2. Polska Jest Najważniejsza: 12 głosów
3. Sojusz Lewicy Demokratycznej: 18 głosów
4. Ruch Palikota: 73 głosy
5. Polskie Stronnictwo Ludowe: 2 głosy
6. Sierpień 80: 1 głos
7. Platforma Obywatelska: 197 głosów
Senat RP:
2. Włodzimierz Izban (PSL): 20 głosów
3. Jerzy Wojciech Krzekotowski (KWW Jerzego Krzekotowskiego): 13 głosów
4. Katarzyna Janina Łaniewska- Błaszczak (PIS): 92 głosy
Radio Rás 2 (trochę jak nasza Trójka) ogłosziło ranking najpopularniejszych radiowych piosenek islandzkich śpiewanych po angielsku w ostatnich siedmiu latach. I wyszło im, że te śpiewane po islandzku i tak były populraniejsze w radiu mniej od tych śpiewanych po angielsku. Oto wyniki:
Boże, co to był za hit. (I nadal jest):
Konkurs Eurowizji byłby chyba trochę inaczej odbierany gdyby wszystkie były takie. To był ten pamiętny rok, kiedy z przerażeniem obserwowaliśmy nasze wyniki i przegraliśmy (na szczęście) o mały włos.
I mój faworyt do najzabawniejszego teledysku stulecia! Takie coś to tlyko na Islandii. Może nie mamy muzyków na światowym poziomie w Polsce, ale teledyski na pewno tak :)
Jak widać islandzkie sławy się do pierwszej piątki dopchać nie mogą.
Boże, co to był za hit. (I nadal jest):
Konkurs Eurowizji byłby chyba trochę inaczej odbierany gdyby wszystkie były takie. To był ten pamiętny rok, kiedy z przerażeniem obserwowaliśmy nasze wyniki i przegraliśmy (na szczęście) o mały włos.
I mój faworyt do najzabawniejszego teledysku stulecia! Takie coś to tlyko na Islandii. Może nie mamy muzyków na światowym poziomie w Polsce, ale teledyski na pewno tak :)
Jak widać islandzkie sławy się do pierwszej piątki dopchać nie mogą.
niedziela, 9 października 2011
Parę lat temu na zajęciach mój profesor powiedział, że nie rozumie dlaczego ludzi żyjący za granica mają prawo głosu, skoro ich tu nie ma, a decydują o tym co się dzieje u nas. Wtedy w sumie byłem skłonny przyznać mu rację. Po paru latach pobytu za granicą nie mogę się z nim zgodzić. Wyjeżdżając w wieku dwudziestu paru lat za granicę na zawsze zostaje się już Polakiem. Ma się ten w sobie. I zawsze przyjdzie taki moment, że ktoś spojrzy na Ciebie przez ten prymat lub Ty zrobisz to sam. I otworzysz, jak ja dwa dni temu, gazetę na trzeciej stronie i przeczytasz prześmiewczy artykulik o tym jak "Jaroslav Kaczinsky" (swoją drogą nie wiem jak ktoś, kto nie umie napisać nazwiska polityka poprawnie pracuje w tak poważnej gazecie) o tym, że się on przymierze do kontrolowania wyborów w Polsce bo coś może być pokombinowane. I wtedy sobie człowiek zdaje sprawę, że te trzysta tysięcy osób to czyta i potem myśli tak jak myśli. I że ja muszę coś z tym zrobić, żeby oni tak nie myśli. I że jak była to PO to się takich artykulików tutaj nie czytało, a teraz dwa dni do wyborów i proszę. I wtedy widzę że to nie prawda i że ja właściwie mam jeszcze większe prawo niż Ci ludzie w kraju głosować żebym nie musiał tu potem chodzić ze spuszczoną głową. Przecież to by bł jakiś cyrk. Jak się jest tam na miejscu to się często w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, że w każdym kraju od czasu do czasu coś tam o nas mówią i o tym co się wydarza w Polskim sejmie. I że ja chcę o tym decydować w pewnym sensie. Z wydźwięku islandzkich mediów Kaczyński byli (a jeden nadal jest)po prostu śmiesznymi ludzikami do wyśmiania i sami sobie zgotowywali ten los (jeden nadal to robi). Nie wiem, może w Polsce nie brzmią niektóre jego słowa tak absurdalnie jak dla ludzi w innych krajach, dlatego 30% nadal uważa że to jest OK. Miałem to napisać wcześniej, ale było cisza wyborcza i się bałem :) I nie głosowałem ani na PO ani na PIS, ale czuję ulgę i dumę, że, od czasu do czasu, zobaczę w tutejszej gazecie twarz Donalda Tuska jako premiera Polski. I ciesze się, że mogłem o tym zdecydować po części. Bo póki co nie mają jeszcze własnej, prywatnej armii niektórzy politycy żeby to zmienić. Na marginesie, w USA mają chyba trochę inne zdanie. Tam pan Kaczyński wygrał (podobno) bezapelacyjnie.
Weekend był koncertowy. Najpierw świętowanie 100- lecia Uniwersytetu w Nasie. Premier chyba tak się wzruszyła tym miejscem w rankingu, że zaraz dofinansowała uczelnię na drugi dzień kwotą 1,5 miliarda islandzkich koron w ciągu czterech lat.
Jako gwiazda Retro Stefson. Retro Stefson jest fajne i młode. Retro Stefson wymiata lepiej niż sugarcubes w tym wieku, dlatego Retro Stefson może być sławne i powinno być sławne. Nawet jesli teraz odrobinę naiwne i niedopracowane ma wszystkie atuty by być gwiazdą. Retro Stefson to jest coś. RETRO STEFSON!
W sobotę wspieraliśmy Palestynę i też były koncerty. Grało na przykład Prins Póló, które mi udaje się widzieć poraz drugi w ciągu ostatnich trzech tygodni. Pierwszy raz był w stolicy małopolski. Tam jednak odebrano zespół chyba zbyt poważnie. W stolicy Islandii to chyba nic więcej jak taki muzyczny żart nieroszczący sobie prawa do niczego innego jak byciem muzycznym żartem- eksperymentem. Panom chyba było bardzo miło, że dzięki niemu mogą sobie zwiedzić Polskę. Ot, taki wypadek przy pracy.
Muzycy nie omieszkali wspomnieć o swojej niedawnej wizycie w królestwie Prince Polo. I zdążyli sie pożalić, że chcieli obejrzeć fabrykę wafelków, ale nie mogli takowej znaleźć i że chyba wszystkie je przeniesiono do innych krajów. Mają za to chłopaki inne wpsomnienia. Nigdy już nie zapomną jak jechali droga i nagle na poli nigdzie wyłoniła im się potężna rzeźna Jezusa Chrystusa... Nie wiem ile osób na serio uwierzyło, że oni tak na serio śpiewają o tej pizzy i spaghetti. Dziś wybory!
Były też inne gwiazdy:
Język islandzki został stworzony do rapowania. Gdybym go wcześniej nie znał i posłuchał islandzkiego rapu, to chyba byłby powód żeby się go nauczyć. ale może z drugiej strony brzmiało by to dla mnie jak jeden wielki klusek w buzi i nie potrafiłbym już tego dostrzec co teraz mam na myśli...
Reykjavik! :)
Dla nich jest nawet miejsce w telewizji publicznej, co by to naprawdę była publiczna.
W większości przypadków na koncercie były jakieś mało znane dzieci, ale coś chyba musi być na rzeczy, bo ludziom się podobało miejscami.
Ci drudzy to skrzyżowanie Closterkeller z neopankami. Nastolatki śpiewające o bólu istnienia w iPodami w kieszeniach spodni od Levisa. Ale trzeba lasce pogratulować darcia w 4 piosence. To było coś. Ale nie ma na to filmu.Jako gwiazda Retro Stefson. Retro Stefson jest fajne i młode. Retro Stefson wymiata lepiej niż sugarcubes w tym wieku, dlatego Retro Stefson może być sławne i powinno być sławne. Nawet jesli teraz odrobinę naiwne i niedopracowane ma wszystkie atuty by być gwiazdą. Retro Stefson to jest coś. RETRO STEFSON!
W sobotę wspieraliśmy Palestynę i też były koncerty. Grało na przykład Prins Póló, które mi udaje się widzieć poraz drugi w ciągu ostatnich trzech tygodni. Pierwszy raz był w stolicy małopolski. Tam jednak odebrano zespół chyba zbyt poważnie. W stolicy Islandii to chyba nic więcej jak taki muzyczny żart nieroszczący sobie prawa do niczego innego jak byciem muzycznym żartem- eksperymentem. Panom chyba było bardzo miło, że dzięki niemu mogą sobie zwiedzić Polskę. Ot, taki wypadek przy pracy.
Muzycy nie omieszkali wspomnieć o swojej niedawnej wizycie w królestwie Prince Polo. I zdążyli sie pożalić, że chcieli obejrzeć fabrykę wafelków, ale nie mogli takowej znaleźć i że chyba wszystkie je przeniesiono do innych krajów. Mają za to chłopaki inne wpsomnienia. Nigdy już nie zapomną jak jechali droga i nagle na poli nigdzie wyłoniła im się potężna rzeźna Jezusa Chrystusa... Nie wiem ile osób na serio uwierzyło, że oni tak na serio śpiewają o tej pizzy i spaghetti. Dziś wybory!
Były też inne gwiazdy:
Język islandzki został stworzony do rapowania. Gdybym go wcześniej nie znał i posłuchał islandzkiego rapu, to chyba byłby powód żeby się go nauczyć. ale może z drugiej strony brzmiało by to dla mnie jak jeden wielki klusek w buzi i nie potrafiłbym już tego dostrzec co teraz mam na myśli...
Reykjavik! :)
Dla nich jest nawet miejsce w telewizji publicznej, co by to naprawdę była publiczna.
Islandzki uniwersytet dostał się do pierwszej 300 setki najlepszych uczelni świata! Naszemu Jagiellońskiemu udało się zakwalifikować do pierwszej 400 setki. To jest po prostu jakieś nieporozumienie globalne. Jak taka duża nacja jak nasza może mieć o 100 miejsc niżej uczelnie niż kraj zaledwie 300 tysięczny? Zwłaszcza, że dotyczy to nacji, która w bardzo wielu przypadkach uważa się za najbardziej wykształconą na świecie, a wszystkich innych Islandczyków za totalnych debili.
Byłem wczoraj w teatrze. Dobrze jest już być na poziomie językowym, który w miarę pozwala Ci to zrobić. Uwielbiam islandzki teatr już od dawna. Podoba mi się w nim wszystko. Najfajniejsze jest to, że chce mi się chodzić na te wszystkie sztuki, gdy tylko widzę na przystankach autobusowych te wszystkie plakaty zachęcające do przedstawienia. Czego jak czego, ale talentów artystycznych nie można im odmówić. Sztuka tytuł ma nieprzetłumaczalny wbrew pozorom. to wcale nie chodzi o czarnego psa księdza, ale raczej o wyrażenie, które oznacza takie gadanie o wszystkim i o niczym. A w sztuce gadają dużo. I o ważnych sprawach. Idealne dla kogo, kto lubi teatr diagnozujący współczesne społeczeństwo. Bo sztuka jest nowo-napisana, z tego roku, świeżynka. Przypomina mi trochę ten film opisany parę postów niżej. dysfunkcyjna rodzina, która nie potrafi być ze sobą do końca szczera. Wszystko obraca się wokół ojca, który ani na moment się w spektaklu nie pojawia. Ale jego wpływ na wszystkich domowników jest niesłychany. Syn, który nie potrafi przyznać się, że jest gejem, mający żal do ojca o to, że w garaży zamiast pokazywać mu młotki i śrubokręty, on uczył go wyszywania. Matka, która poświęciła się dla dzieci, pomimo że nigdy ich nie chciała, która zrezygnowała z kariery i nabrała się na te "sprawne" ręce swojego męża, pomimo że wkoło było wiele innych adoratorów z innymi zaletami. Bezpłodna córka chcąca adoptować z mężem centusiem dziecko z trzeciego świata i siostra, która chce im dać swoje jajeczko. Ojciec, który pół życia zamiast zajmować się domem i rodziną spędził w garażu przebierając się w damskie ciuszki. Oprócz tego pigułki na wszystko i przy każdej okazji, obżarstwo, pieniądze. rodzina, która pięknie potrafi wyjść tylko na zdjęciu. Komedio dramat mimo to. Piękne to wszystko. I want more.
środa, 5 października 2011
Miło po paru latach spotkać kogoś, kto jeszcze nigdy nie przeżył i czeka na czterogodzinny dzień. Pierwszy rok przeżyje w skowronkach, w następny nie będzie się już tak cieszył. stanie się mimowolnie meteopatą. Przeciętny człowiek nie zdaje sobie sprawy jak my się tu mimowolnie męczymy. Wpadamy w taką rutynę tego niemożliwego stanu ciemności, że chyba sami do końca nie wiemy jak funkcjonujemy dla kogoś spoza wyspy.
Czasami gdy piszę wypracowanie po islandzku wpisuję je sobie w gugle translejt i sprawdzam ile z tego bym zrozumiał po polsku:
Ta historia dotyczy kolekcjonerów, którzy zbierali naczynia w piecu w domu. Wszystkie narzędzia zostały specjalne miejsca wewnątrz obudowy. Dla niego nie miało znaczenia, czy były one przydatne i ważne zastosowania. Były to dzieła sztuki, tego przeglądu było pokazanie swoich gości jeżeli dojdzie do wizyty. Jego goście byli zawsze gra samkvæmisleik odgadnięcia roli i funkcji każdego z osobna. Była to również świetna gra do kuchni, ponieważ były Aeva mojej stronie i zawsze wie, co się było. Wkrótce biblioteki archiwistów wzrosła Lega znanych i wszyscy chcieli zobaczyć.
Kiedyś, gdy pokazał jego przyjaciół Muzeum Jeden pyta laskę íbjúgan sam nie znaczy, tego co było. Narzędzie zawsze ukrywa się w kącie i nigdy nic nie mówi. Kobieta kolekcji zapisać go od tego cierpienia i zwrócił się do telewizji. Nie było wieści z pięciu kandydatów, którzy ubiegali się o krawędź stanowisko dyrektora artystycznego. Jeden z nich o nazwie Louis Hörður Viðvík w tej samej szkole, jak każdy, którzy odwiedzając muzeum. Mężczyźni i narzędzi byli zaskoczeni wzrosła z przodu jest ze względu na obiekt. Anonim narzędzie postanowił wykorzystać sytuację i powiedział, że jest to człowiek, który był kolekcjonerem mówi dzisiaj. Początkowo wszystkie MALDI tylko Moin wciąż jeszcze tylko wszystkie narzędzia miały mu służyć. Po kilku dniach odwiedza jego chude kolekcjonerów, którzy wiedzą, że w końcu narzędzie o nazwie Ludvik poniżej jest tylko brauðmylsnu skrobaka. Po dniu pełnym wrażeń w szafie jest niesamowite splątane.
Myślę, że historia jest zabawa i emocje, a jednocześnie, że wiadomość nie jest jasne. Do moich głównych myśli autora było pokazanie nam, że nie zawsze jest czas, aby coś zmienić w swoim życiu i nie potrzebujemy nikogo, aby powiedzieć nam, kim jesteśmy. Nie pomagają innej osoby o tym wiedzieć. Jest to także miły czasami się wyróżniać od innych i po prostu być sobą. Jest to mniej kłopotów z tego powodu.
Wtedy wychodzi że mało. Ale ten program z islandzkiego na polski strasznie kiepski jest. Jakbyście coś kiedykolwiek przez niego z islandzkiego tłumaczyli lepiej użyjcie opcji tłumaczenia na angielski. Robi się jaśniej, choć też nie bardzo:
This story deals with collectors who were collecting kitchen utensils in the oven at home. All the implements were special space inside the cabinet. For him it did not matter whether they were useful or valid use. They were works of art, this review was to show their guests whenever they come to visit. His visitors were always playing samkvæmisleik-guess the role and function of each individual. It was also a cool game for the kitchen because they were æva my site and always know what one was. Soon the library's archivists rose lega famous and everyone wanted to see.
Once when he showed his friends Museum One asks his íbjúgan rod he did not himself namely, to what it was. Tool was always hiding in the corner and never said anything. A woman's collection save him from this suffering and turned the television. There was news of five candidates who had applied for a position edge art director. One of them called Louis Hörður Viðvík in the same school as any who were visiting the museum. Men and tools were surprised rose ahead is because of the facility. Anonymous tool decided advantage of the situation and said that he is this man who was a collector talking about today. Initially, all MALDI only Moin still yet soon all the tools were to serve him. After a few days is visiting his lean collectors who know that finally a tool called Ludvik below is only brauðmylsnu scraper. After this eventful day in the cabinet is awesome entangled.
I think the story is fun and excitement yet still the message is not clear. For my main thought the author was to show us that there is always time to change something in their lives and we do not need anyone to tell us who we are. We do not assist another person to know this. It's also nice sometimes to stand out from others and just be yourself. It is less trouble because of it.
Będąc obcokrajowcem i pisząc coś po islandzku bardzo łatwo można wpaść w pułapkę myślenia we własnym języku a pisania po islandzku. Lub co gorsza myślenia po angielsku a pisania po islandzku. Na przykład współczesny język islandzki (Laxness to już nie jest współczesny islandzki) nie lubi praktycznie w ogóle przecinków. Nie lubi też długich zdań. Im krócej tym lepiej. Moim prywatnym idolem i niedoścignionym wzorem jest pan Jónas. Pan Jónas sobie opisuje i komentuje życie codzienne na Islandii. Jak już kiedyś mówiłem Islandczycy sami mają problem z odczytaniem informacji zawartych w gazetach bo wszystko w tym języku stało się takie skomplikowane. Dlatego jego blog jest dość w pewnych kręgach, gdyż wszystkie posty w nim pisuje on według zasady Reglur Jónasar um stíl, czyli Jónasa reguły o stylu (po prawej stronie bloga). i co nam tam wyskoczy po wpisaniu w gugle translejt? :
Napisz jak ludzie, nie jak uczeni w Piśmie. (piękne tłumaczenie :-) )
Mówiąc, że w większości punktów i liter.
Wyciągnąć zbędnych słów, o połowę tekstu.
Należy unikać stereotypów, były mądre tylko raz.
Uruchom Zadzwoń konkretne słowo z frumlag bardziej szczegółowe.
Używaj krótkich, jasnych i atrakcyjnych tekstu.
Zapisz przymiotnik, przysłówek, i tolerancji wykazano viðtengingarhátt.
Przechowywać wejście jasne i konkretne..
A po angielsku?:
Write like people, not as the scribes.
Put that in most point and capital letters.
Draw out unnecessary words, halved the text.
Avoid clichés, they were clever just once.
Run the Call specific word with a more specific frumlag.
Use short, clear and attractive text.
Save adjective, adverb, and tolerance has been demonstrated viðtengingarhátt.
Keep entrance clear and specific.
Generalnie każdy tekst ma być skrócony o połowę, wszystko pisane jak najprostszymi, ale zarazem konkretnymi słowami. Gdyby wszystkie informacje były tak napisane, to i ja nie miałbym problemu z ich zrozumieniem.
Jak pogmatwana jest islandzka gramatyka niech posłuży fakt, że jakieś kilkadziesiąt at temu pozbyli się oni z języka litery z, gdyż nie potrafili nauczyć oni uczniów w gimnazjum kiedy się jej używa. Litera "z" była tak samo wymawiana jak "s" i nikt nie wiedział kiedy pisać z a kiedy s. Do tej pory w starych tekstach i gazetach jest "bezt" zamiast "best". To wyeliminowanie "z" spowodowało inne komplikacje w fonetyce, gdyż do tej pory nie ma oficjalne ustalonego na 100% jak tą głoskę "s" się wymawia, innymi słowy nie wszyscy Islandczycy wymawiają ją tak samo. Różnice są subtelne, ale udowodnione przez współczesną fonetykę islandzką. Dlatego niektórzy obcokrajowcy są święcie przekonani, że Islandczycy mówią "sz" (co jest na sto nie prawdą, nie ma w islandzkiej fonetyce dźwięku "sz"!) Wniosek? Wymowa głoski "s" się na nowo kształtuje i nie wiadomo w którą stronę to pójdzie (może właśnie "sz"?).
Ta historia dotyczy kolekcjonerów, którzy zbierali naczynia w piecu w domu. Wszystkie narzędzia zostały specjalne miejsca wewnątrz obudowy. Dla niego nie miało znaczenia, czy były one przydatne i ważne zastosowania. Były to dzieła sztuki, tego przeglądu było pokazanie swoich gości jeżeli dojdzie do wizyty. Jego goście byli zawsze gra samkvæmisleik odgadnięcia roli i funkcji każdego z osobna. Była to również świetna gra do kuchni, ponieważ były Aeva mojej stronie i zawsze wie, co się było. Wkrótce biblioteki archiwistów wzrosła Lega znanych i wszyscy chcieli zobaczyć.
Kiedyś, gdy pokazał jego przyjaciół Muzeum Jeden pyta laskę íbjúgan sam nie znaczy, tego co było. Narzędzie zawsze ukrywa się w kącie i nigdy nic nie mówi. Kobieta kolekcji zapisać go od tego cierpienia i zwrócił się do telewizji. Nie było wieści z pięciu kandydatów, którzy ubiegali się o krawędź stanowisko dyrektora artystycznego. Jeden z nich o nazwie Louis Hörður Viðvík w tej samej szkole, jak każdy, którzy odwiedzając muzeum. Mężczyźni i narzędzi byli zaskoczeni wzrosła z przodu jest ze względu na obiekt. Anonim narzędzie postanowił wykorzystać sytuację i powiedział, że jest to człowiek, który był kolekcjonerem mówi dzisiaj. Początkowo wszystkie MALDI tylko Moin wciąż jeszcze tylko wszystkie narzędzia miały mu służyć. Po kilku dniach odwiedza jego chude kolekcjonerów, którzy wiedzą, że w końcu narzędzie o nazwie Ludvik poniżej jest tylko brauðmylsnu skrobaka. Po dniu pełnym wrażeń w szafie jest niesamowite splątane.
Myślę, że historia jest zabawa i emocje, a jednocześnie, że wiadomość nie jest jasne. Do moich głównych myśli autora było pokazanie nam, że nie zawsze jest czas, aby coś zmienić w swoim życiu i nie potrzebujemy nikogo, aby powiedzieć nam, kim jesteśmy. Nie pomagają innej osoby o tym wiedzieć. Jest to także miły czasami się wyróżniać od innych i po prostu być sobą. Jest to mniej kłopotów z tego powodu.
Wtedy wychodzi że mało. Ale ten program z islandzkiego na polski strasznie kiepski jest. Jakbyście coś kiedykolwiek przez niego z islandzkiego tłumaczyli lepiej użyjcie opcji tłumaczenia na angielski. Robi się jaśniej, choć też nie bardzo:
This story deals with collectors who were collecting kitchen utensils in the oven at home. All the implements were special space inside the cabinet. For him it did not matter whether they were useful or valid use. They were works of art, this review was to show their guests whenever they come to visit. His visitors were always playing samkvæmisleik-guess the role and function of each individual. It was also a cool game for the kitchen because they were æva my site and always know what one was. Soon the library's archivists rose lega famous and everyone wanted to see.
Once when he showed his friends Museum One asks his íbjúgan rod he did not himself namely, to what it was. Tool was always hiding in the corner and never said anything. A woman's collection save him from this suffering and turned the television. There was news of five candidates who had applied for a position edge art director. One of them called Louis Hörður Viðvík in the same school as any who were visiting the museum. Men and tools were surprised rose ahead is because of the facility. Anonymous tool decided advantage of the situation and said that he is this man who was a collector talking about today. Initially, all MALDI only Moin still yet soon all the tools were to serve him. After a few days is visiting his lean collectors who know that finally a tool called Ludvik below is only brauðmylsnu scraper. After this eventful day in the cabinet is awesome entangled.
I think the story is fun and excitement yet still the message is not clear. For my main thought the author was to show us that there is always time to change something in their lives and we do not need anyone to tell us who we are. We do not assist another person to know this. It's also nice sometimes to stand out from others and just be yourself. It is less trouble because of it.
Będąc obcokrajowcem i pisząc coś po islandzku bardzo łatwo można wpaść w pułapkę myślenia we własnym języku a pisania po islandzku. Lub co gorsza myślenia po angielsku a pisania po islandzku. Na przykład współczesny język islandzki (Laxness to już nie jest współczesny islandzki) nie lubi praktycznie w ogóle przecinków. Nie lubi też długich zdań. Im krócej tym lepiej. Moim prywatnym idolem i niedoścignionym wzorem jest pan Jónas. Pan Jónas sobie opisuje i komentuje życie codzienne na Islandii. Jak już kiedyś mówiłem Islandczycy sami mają problem z odczytaniem informacji zawartych w gazetach bo wszystko w tym języku stało się takie skomplikowane. Dlatego jego blog jest dość w pewnych kręgach, gdyż wszystkie posty w nim pisuje on według zasady Reglur Jónasar um stíl, czyli Jónasa reguły o stylu (po prawej stronie bloga). i co nam tam wyskoczy po wpisaniu w gugle translejt? :
Napisz jak ludzie, nie jak uczeni w Piśmie. (piękne tłumaczenie :-) )
Mówiąc, że w większości punktów i liter.
Wyciągnąć zbędnych słów, o połowę tekstu.
Należy unikać stereotypów, były mądre tylko raz.
Uruchom Zadzwoń konkretne słowo z frumlag bardziej szczegółowe.
Używaj krótkich, jasnych i atrakcyjnych tekstu.
Zapisz przymiotnik, przysłówek, i tolerancji wykazano viðtengingarhátt.
Przechowywać wejście jasne i konkretne..
A po angielsku?:
Write like people, not as the scribes.
Put that in most point and capital letters.
Draw out unnecessary words, halved the text.
Avoid clichés, they were clever just once.
Run the Call specific word with a more specific frumlag.
Use short, clear and attractive text.
Save adjective, adverb, and tolerance has been demonstrated viðtengingarhátt.
Keep entrance clear and specific.
Generalnie każdy tekst ma być skrócony o połowę, wszystko pisane jak najprostszymi, ale zarazem konkretnymi słowami. Gdyby wszystkie informacje były tak napisane, to i ja nie miałbym problemu z ich zrozumieniem.
Jak pogmatwana jest islandzka gramatyka niech posłuży fakt, że jakieś kilkadziesiąt at temu pozbyli się oni z języka litery z, gdyż nie potrafili nauczyć oni uczniów w gimnazjum kiedy się jej używa. Litera "z" była tak samo wymawiana jak "s" i nikt nie wiedział kiedy pisać z a kiedy s. Do tej pory w starych tekstach i gazetach jest "bezt" zamiast "best". To wyeliminowanie "z" spowodowało inne komplikacje w fonetyce, gdyż do tej pory nie ma oficjalne ustalonego na 100% jak tą głoskę "s" się wymawia, innymi słowy nie wszyscy Islandczycy wymawiają ją tak samo. Różnice są subtelne, ale udowodnione przez współczesną fonetykę islandzką. Dlatego niektórzy obcokrajowcy są święcie przekonani, że Islandczycy mówią "sz" (co jest na sto nie prawdą, nie ma w islandzkiej fonetyce dźwięku "sz"!) Wniosek? Wymowa głoski "s" się na nowo kształtuje i nie wiadomo w którą stronę to pójdzie (może właśnie "sz"?).
W przededniu premiery nowej płyty islandzkie media przypominaj sobie o królowej:
Wiemy już, że nowa płyta będzie beznadziejna, bo podobno na tydzień przed premierą można ją sobie już swobodnie w necie posłuchać- tak twierdzi przynajmniej dzisiejsze wydanie gazety. Ja tego nie zrobię, bo czasu nie mam i nie chcę się zniechęcić do koncertu na który idę za tydzień, na którym zagra właściwie całą nową płytę tylko.
Poza tym jakiś norweski dziennikarz (o ile dobrze pamiętam) napisał o Bjork książkę, która wydana zostanie, przez przypadek oczywiście, w tym samym czasie co nowy krążek królowej także. Pani Bjork się wkurza, że może o niej biografię pisać ktoś kto jej nie zna, twierdzi, że nic o książce wcześniej nie słyszała, podczas gdy autor twierdzi, że słyszała, że rozmawiał nawet z jej ojcem i innymi bliskimi jej osobami. Co do tego to twierdzi, że rozmawiał, ale że ojcu przesłał tylko jakieś pytania o poglądy polityczne, a te co przesłał jej, to nie miała ochoty odpowiedzieć, ale z tego wcale nie wynikało, że to ma być książka o niej i że tak nie ładnie. Na co autor, że w sumie to jest książka o Islandii i tutejszym kolektywie całym intelektualnym, ale z królową na pierwszym planie.
Szaleni ludzie pokupowali bilety na Airways, żeby Bjork zobaczyć,a tu mogą nie dolecieć, jak się mechanicy lotniczy odgrażać nie przestaną, że 10 października strajk rozpoczynają.
Ja i tak nastawiam się na starsze piosenki, ale pewnie, jak w przypadku Madonny, nie będzie mi dane, bo to nie ta trasa i nie te czasy.
Bjork wie jak kasę zbijać. W czasach gdy wszystko jest informacją, muzyka też, gdy tyle się mówi o ochronie środowiska, ona będzie wciskać swoim najwierniejszym fanom coś takiego za podobno 500 funtów:
Atrakcje koncertowe jakich możemy się na nowej trasie spodziewać:
Najgorsze w tym wszystkim to, że Bjork w prostocie najlepiej jest do twarzy, a ona to wszystko po swojemu przekombinuje i nic z tej Bjork w Bjork nie będzie:
Wiemy już, że nowa płyta będzie beznadziejna, bo podobno na tydzień przed premierą można ją sobie już swobodnie w necie posłuchać- tak twierdzi przynajmniej dzisiejsze wydanie gazety. Ja tego nie zrobię, bo czasu nie mam i nie chcę się zniechęcić do koncertu na który idę za tydzień, na którym zagra właściwie całą nową płytę tylko.
Poza tym jakiś norweski dziennikarz (o ile dobrze pamiętam) napisał o Bjork książkę, która wydana zostanie, przez przypadek oczywiście, w tym samym czasie co nowy krążek królowej także. Pani Bjork się wkurza, że może o niej biografię pisać ktoś kto jej nie zna, twierdzi, że nic o książce wcześniej nie słyszała, podczas gdy autor twierdzi, że słyszała, że rozmawiał nawet z jej ojcem i innymi bliskimi jej osobami. Co do tego to twierdzi, że rozmawiał, ale że ojcu przesłał tylko jakieś pytania o poglądy polityczne, a te co przesłał jej, to nie miała ochoty odpowiedzieć, ale z tego wcale nie wynikało, że to ma być książka o niej i że tak nie ładnie. Na co autor, że w sumie to jest książka o Islandii i tutejszym kolektywie całym intelektualnym, ale z królową na pierwszym planie.
Szaleni ludzie pokupowali bilety na Airways, żeby Bjork zobaczyć,a tu mogą nie dolecieć, jak się mechanicy lotniczy odgrażać nie przestaną, że 10 października strajk rozpoczynają.
Ja i tak nastawiam się na starsze piosenki, ale pewnie, jak w przypadku Madonny, nie będzie mi dane, bo to nie ta trasa i nie te czasy.
Bjork wie jak kasę zbijać. W czasach gdy wszystko jest informacją, muzyka też, gdy tyle się mówi o ochronie środowiska, ona będzie wciskać swoim najwierniejszym fanom coś takiego za podobno 500 funtów:
Atrakcje koncertowe jakich możemy się na nowej trasie spodziewać:
Najgorsze w tym wszystkim to, że Bjork w prostocie najlepiej jest do twarzy, a ona to wszystko po swojemu przekombinuje i nic z tej Bjork w Bjork nie będzie:
wtorek, 4 października 2011
"hafið bláa hafið" ("Niebieski ocean") to wiersz (i też piosenka) napisana (oczywiście chodzi o słowa) przez islandzkiego poetę Örn'a Arnarson'a. Małym dzieciom zawsze powtarzam, że siedział sobie ten Örn na początku XX wieku na jakiejś górce w Hafnarfjörður i patrzył na nieporównywalny z niczym widok portu niżej w mieście i tak doznał olśnienia jaki ten ocean piękny, że aż napisał o tym wiersz:
Hafið bláa hafið hugann dregur.
Hvað er bak við ystu sjónarrönd?
Þangað liggur beinn og breiður vegur.
Bíða mín þar æsku draumalönd.
Beggja skauta byr, bauðst mér ekki fyrr.
Brunaðu nú bátur minn.
Svífðu seglum þöndum,
svífðu burt frá ströndum,
fyrir stafni haf og himininn.
Ja się poezji tłumaczyć nie odważę, ale czasami zdarza mi się TO nucić.
Hafið bláa hafið hugann dregur.
Hvað er bak við ystu sjónarrönd?
Þangað liggur beinn og breiður vegur.
Bíða mín þar æsku draumalönd.
Beggja skauta byr, bauðst mér ekki fyrr.
Brunaðu nú bátur minn.
Svífðu seglum þöndum,
svífðu burt frá ströndum,
fyrir stafni haf og himininn.
Ja się poezji tłumaczyć nie odważę, ale czasami zdarza mi się TO nucić.
Obejrzałem ostatnio bardzo dobry islandzki film pod dosłownym tytułem "Ocean". Rzecz dzieje się w wiosce. Ale, w przeciwieństwie do nudnego i przereklamowanego "Noi Albinoi", wioska mieści się na wschodzie Islandii (a nie na Fiordach Zachodnich). Film optymizmem nie napawa, ale pokazuje islandzkie społeczeństwo, ze wszystkimi ich problemami, takie jakie jest. Jak mówi jedna z głównych bohaterek (notabene kobieta z Francji) Islandczycy potrafią powiedzieć sobie wszystko oprócz prawdy. Tak po paru latach chyba każdy potrafi sobie to zinterpretować na swój sposób. Tak literalnie to nawet kryzys jest dla tego, bo ludzie nie potrafili sobie w odpowiednim czasie powiedzieć prawdy.
Spotkałem się też z zarzutem, że imigranci w filmie pokazani są w złym świetle. W ogóle tego tak nie odebrałem. Po pierwsze są oni tylko tłem do działań. Są w filmie, bo wszyscy dobrze wiemy, że są w tym kraju wioski zamieszkane w 80% przez obcokrajowców, którzy utrzymują się tam z roboty w rybach. Więc nie wiem gdzie to złe przedstawianie obcokrajowców- poza tym w filmie pracują oni w tych rybach na równi z innymi Islandczykami. Głównej bohaterce ojciec wypomina fanaberię jaką był studia fotograficzne w Polsce- tą wypowiedź chyba też można uznać jako coś pozytywnego o naszym kraju (notabene ta sama bohaterka chwilę później mówi uroczo islandzkim akcentem "kurwa mać"). Jak macie okazję obejrzycie.
125
Dostałem dzisiaj list z tutejszego ZUS-u. Czarno na białym wyliczyli mi, że gdybym zarabiał tak jak teraz, to w 65 roku dostanę 1300EUR emerytury (po dzisiejszym kursie). Gdybym pracował do 70 roku życia, to przy obecnych zarobkach dostanę 2000EUR (po dzisiejszym kursie). A gdybym dziś wyjechał z Islandii, to w ciągu czterech lat wypracowałem sobie 125 EUR emerytury (do odebrania co miesiąc po 65 roku życia) lub 189 EUR (po 70 roku życia). Oczywiście za 50 lat wszystko się może pozmieniać- może wiek emerytalny ustalą na 90 lat, a może kolejnego kryzysu już nie przeżyjemy. Ale już w niedzielę w Polsce wybory. Po dzisiejszym kursie 125 EUR to 551,44zł! Ile należy Ci się w Polsce po czterech latach i czy zastanowiłeś się już na pewno na kogo będziesz głosować? I gdzie te piękne czasy gdy korona stała do euro dwa razy wyżej?
Subskrybuj:
Posty (Atom)