Dziś w gazecie pytali się pewnego prezentera telewizyjnego, którego imienia teraz za cholerę nie pamiętam, o "stracone pokolenie". Pan był taki w wieku trzydziestu wiosen co najwyżej i powiedział, że mu się "stracone pokolenie" kojarzy z "Do you believe in love" Cher i "1998 rokiem, kiedy wszystko było możliwe". Tak więc oto oficjalnie ukuł się termin na najnowsze wydarzenia w historii Islandii. Teraz jak nic trzeba nam tylko czekać na islandzkie wydanie CKOD.
Moja szefowa przeżywa rozterki typowej mamy emigranta. Jej syn pierdolnął wszystko i wyniósł się do Kopenhagii ze swoją laską. Oczywiście same zapewnienia, że wszystko jest OK nie wystarczą i biedna udałą się w odwiedziny w ten weekend wszystko skontrolować sama. Drugą córkę z dzieckiem wygnało na drugi koniec Islandii do pracy przy jakimś projekcie, bo w okręgu stołecznym pracy nie było. Najmłodszy kończy coś na ASP tutejszej, więc nie zanosi się, że mu znalezienie pracy jakiejś ambitniejszej przyjdzie łatwo. I tak można być ciągnąć dalej. W tej chwili każdy ma kogoś w tej najbliższej rodzinie (bo w tej dalszej to wszyscy są chyba rodziną- haha), kto gdzieś się wyniósł za granicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz