wtorek, 4 października 2011
Obejrzałem ostatnio bardzo dobry islandzki film pod dosłownym tytułem "Ocean". Rzecz dzieje się w wiosce. Ale, w przeciwieństwie do nudnego i przereklamowanego "Noi Albinoi", wioska mieści się na wschodzie Islandii (a nie na Fiordach Zachodnich). Film optymizmem nie napawa, ale pokazuje islandzkie społeczeństwo, ze wszystkimi ich problemami, takie jakie jest. Jak mówi jedna z głównych bohaterek (notabene kobieta z Francji) Islandczycy potrafią powiedzieć sobie wszystko oprócz prawdy. Tak po paru latach chyba każdy potrafi sobie to zinterpretować na swój sposób. Tak literalnie to nawet kryzys jest dla tego, bo ludzie nie potrafili sobie w odpowiednim czasie powiedzieć prawdy.
Spotkałem się też z zarzutem, że imigranci w filmie pokazani są w złym świetle. W ogóle tego tak nie odebrałem. Po pierwsze są oni tylko tłem do działań. Są w filmie, bo wszyscy dobrze wiemy, że są w tym kraju wioski zamieszkane w 80% przez obcokrajowców, którzy utrzymują się tam z roboty w rybach. Więc nie wiem gdzie to złe przedstawianie obcokrajowców- poza tym w filmie pracują oni w tych rybach na równi z innymi Islandczykami. Głównej bohaterce ojciec wypomina fanaberię jaką był studia fotograficzne w Polsce- tą wypowiedź chyba też można uznać jako coś pozytywnego o naszym kraju (notabene ta sama bohaterka chwilę później mówi uroczo islandzkim akcentem "kurwa mać"). Jak macie okazję obejrzycie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz