Myślałem o tym filmie "Hafið" ponownie. I to chyba pierwszy film jaki oglądam po islandzku, i chyba jeden z nielicznych w ogóle, w którym natura nie odgrywała drugiej, głównej roli- tak jak jest to zazwyczaj w każdej prawie powieści lub filmie. Czasami mniej świadomie przez autora a czasami bardziej nie ma opowieści o Islandii bez otaczającego cię w wydarzeniach sąsiedztwa i matki natury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz