piątek, 29 lutego 2008
London
Jade! W końcu jakas cywilizacja! 11 milionów ludzi. Czekam już na tą odmianę bo tu dziura straszna wbrew pozorom. Fajnie ale dziura:) Aga do mnie przed chwilą dzwonila, na jakiejs ulicy mniej glownej byla a tam ruch jak w ulu sluchać. Nie tak jak tu. Będzie fajnie. jestem U krzysia i tęsknie za jego dolem. Wracam do pisania jak wroce. W koncu jak mowi ania moj styl jest niepowtarzalny, nawet jak smsa z neta pisze to sie podpisywać nie muszę;)
środa, 27 lutego 2008
Edyta!!!
Ten blog nie umarł. Ożyje już wkrótce. Po prostu czasu jakoś mało na wszystko. Zacznę pisać chyba po powrocie z Londynu dopiero. Liczę na udany koncert i weekend. Inaczej być nie może jak jadę tam z Agą ;)... Posta tego piszę w nadziei, że Edyta Urych tu zaglada i że jak zaglada to się do mnie odezwie- albo na maila albo wyśle SMSa. Czekam! A jak ktoś chce zdjęcia oglądać na drugim blogu to na maila proszę dać znać- doszedłem do wniosku, że nie mogę pozwolić aby jakiś pedofil moje dzieci oglądał ot tak sobie. Szkoda, że tyle nie pisałem. Dzieje się, dzieje. Ciągle coś i zawsze coś:) Do zobaczenia po weekendzie! Teraz chyba przez pół roku przestanę się na Islandią rozczulać i się wszystkimi negatywami zajmę :P Ale podkreślam, że nadal mi się podoba:)
poniedziałek, 18 lutego 2008
Dlazainteresowanych, ktorzy chcieli przez internet pogadac lub na tlenofon zadzwonic. niestety, weekend mi wedlug zadnego planu nie przelecial. Najpierw, tak przez przypadek, w piatek poszedlem do Seweryna zobaczyc co sie dzieje i po 5 minutach powinienem juz zalowac ze bylem taki ciekawski. Nie wiem, impreza post walentynkowa czy co, ale zlecieli sie prawie wszyscy, wymieszalem martini z piwem, winem i wodka, po czym poszlismy na miasto i zachowywalem sie jak upierdliwy wujek na weselu. Potem w sb zyc mi sie nie chcialo. Pierwszy raz odkad tu jestem przezywalem cos takiego. Najprawdziwszy w zyciu, potezny, gaszony pospiesznie kupiona w osiedlowym sklepie przeplacona Cola. No wiec dzien przespalem bo w nocy do klubu do pracy isc musialem. W pracy byl QUEER DAY, pracowali wszyscy ktorych bardzo lubie, poklucilem sie z menadzerka i jej podpadlem na cala noc, wytlumaczylem helgiemu dlaczego by sie dobrze czul jakby sie w Polsce urodzil i nie tutaj bo nie pasuje, rano napilem sie piwa po skonczonej pracy i stwierdzilem ze chyba calæy dzien tego mi bylo trzeba. Niedziele spedzilem jadac do jedynego otwartego oddzialu mojego banku w poteznym centrum handlowym, tylko po to zeby podpisywac 5 sekund swistek, na ktorego podpis wystalem sie 70 minut i po to zeby cierpiec, gdyz autrobusy jada co godzine a ja akurat spoznilem sie 5 minut. Do tego pogoda typowo islandzka. Potem sie zdzremnalem z 3 godizny i bardzo ciezko przyszlo mi za to zaplacic bo w nd w nocy to zmruzylem moze oko okolo 5 nad ranem w poniedzialek, co doprowadzalo mnie do szalu, a to z kolei do tego ze co godzine chodzilem palic choc mialem juz tego nei robic. Nawet posta poteznego chcialem filozoficznego znowu o Islandii napisac, ale na szczescie neta nie bylo. Ale moze kiedys sie zbiore bo mi sie tu nadal podoba ale na wszystko juz bardzo trzezwo patrze i tym wszystkim co sa w Polsce musze ten raj na ziemii odczarowac. A moze i sobie przy okazji. ale w sumie jak o tym mysle to gdzie mi bedzie lepiej niz tutaj. Poki co. Poki teraz.
piątek, 8 lutego 2008
Sprint
Wracam wczoraj do domu tak zaraz po polnocy, wysiadam z autobusu a tam tak snieg pada ze nic nie widze na odleglosc wieksza niz 5 metrow. I od razu zazdroszcze wszystkim, ze w Polsce sniegu nie ma. Zanim zajde do domu wiatr mnie z trzy razy cofnie, spodnie mam po kolana w sniegu i tylko mnie wysokie martensy chronia ze wszystko w butach mam suche. I zastanawia sie czlowiek jak to jutro rano bedzie. I wpada sie do domu majac wszystkiego dosc po 3 minutach i kladzie sie spac z mysla ze za szesc i pol godziny czlowiek wstaje. I oczywiscie tak pozno sie spac polozylo ze Marta musi mnie budzic o 720 i pytac sie czy dzisiaj do pracy nie ide. I mam tlyko 5 minut do wyjscia to juz czlowiek nie mysli jaka tam pogoda na dworze. I wychodzi czlowiek na dwor i na ten cholerny przystanek musi isc okreznymi, odkopanymi drogami, bo tak na skroty sie nie da bo za duzo sniegu. I dzieki temu czlowiek spoznia sie na autobus i go ... cos bierze i w desperacji zatrzymuje jadacy smaochod zeby go podwiozl na dol na petle gdzie autobus czeka 5 minut. I udaje mu sie za pierwszym razem zatrzymac dwoch Filipinczykow, ktorzy mimo ze jada w prawo, a nasz przystanek jest w lewo, godza sie nas podwiesc- tak milo, po Islandzku. I tak cieplo w tym samochodzie i szkoda ze sie takiego nie ma. i w koncu udaje sie zlapac ten autobus, ktory stoi troche za dlugo i juz czlowiek wie, ze sie na przesiadke spozni, ale w miedzy czasie mily kierowca sie miluja i domysla ze sie spoznimy i ze pogoda nie ten teges i dzowni do tamtego kierowcy i mowi zeby poczekal bo 15 minut do nastepnego autobusu mozemy nie wytrzymac i zmienic sie w sopel lodu lub nas zasypie snieg. no i udaje sie czlowieku po raz drugi w sprincie przesiasc. w autobusie cieplo az sie nie chce wychodzic, 15 minut drzemki, ale juz trzeba myslec czy oplaca mi sie czekac 15 minut jak przyjedzie autobus na moja kolejna przesiadka, czy moze lepiej isc na nogach. nic sie czlowiek nie uczy przez cale zycie, psuje i naprawia, wiec wybiera ze pojdzie. Po 2 minutach sie juz tego zalje ale cofnac sie szkoda i juz bez sensu. chodniki nie dosniezone wogole, nie wie sie jak isc i wybiera czlowiek srodek ulicy bo tlyko tam slisko nie jest i trzeba na pobiocze schodzic za kazdym razem kiedy jedzie samochod i ma sie pretensje nie pamietam juz do czego ze po chuj akurat w tym momencie jak ide ten odcinek drogi musi jezdzic tyle smaochodow ze moge co chwile schodzic. i kurwuje sie i wyzywa tych biednych kierowcow w myslach zyczac najgorszych rzeczy. Potem jeszcze tylo 500 etrow pod gorke na szklacym sie lodzie i 500 metrow przez pola gdzie tak pizdzi ze sie zaczyna doceniac nature i w koncu wie co to zywiol. Bez wiatru i sniegu pewnie bym przeszedl ten kawalek z 30 sekund a teraz zajelo mi to 5 minut. i wchodzi czlowiek do pracy i sobie przysiega ze wpierdoli pierwszej osobie ktora sie nawinie, bo szedl tyle na nogach co czekanie i jazda autobusem i tylkozmachanym sie jest, a tak naprawde to sobie juz cos wkrecam i cierpie jak mi to niedobrze choc pol roku bylo dobrze w autobusach i mowilem ze to lubie, bo sobie samochod chyba kupie i dobrobyt mnie niszczy. ale kto nie widzial zimy w Islandii ten nigdy nie zrozumie dlaczego smaochod jest tu bardziej potrzebny do zycia niz ciepla kurtka. aha, kupie jak pan nie zapomni po raz koljeny ze mam kupic i w koncu do mnie zadzwoni. Islandia...
niedziela, 3 lutego 2008
Zastanawiam się czy nie wrócić do pisania postów zaraz po tym jak się coś wydarzy, bo potem to mi się kompletnie nie chce. Ale z drugiej strony to myślałem wogóle o zmianie profila tego bloga, ale z kolei trzeciej strony za dużo myślę chyba ostatnio...
W piatek w klubie było bardzo miło. A w sumie to tam zawsze jest miło. Taka typowa islandzka bezstresowa praca, że człowiek wręcz nie czuje, że jest w pracy. Helgi mi znowu naobiecywał, że mnie zabierzę na wycieczkę na północ Islandii, bo ja go zabieram do Polski. No i biedny teraz ten Helgi, bo mu nie pozwolę już zapomnieć o tym co mi obiecał:)
Poza tym nowa dziewczyna do pracy przyszła z Francji. Bardzo ją polubiłem. Fascynująca osobowość. Przedstawię w skrócie jej hsitorię. 3 lata temu przyjechała na wycieczkę do Islandii i tak się jej wszystko tu spodobało, że postanowiła tutaj zamieszkać. tylko generalnie wtedy trochę dużo piła i ćpała i dopiero teraz, w styczniu, przeprowadziła się tu ze swoją rodziną- tzn. z mężem i z dwójką dzieci. No ale parę rzeczy jest tu fanatastycznych. Np. to, że pokochała Islandię tak jak ja i chciała ją zobaczyć. Rozumiem ją bez słów. Ona tylko tu wcześniej była, a ja nigdy. Poza tym to cudowne, że tak od razu, z całą rodziną- po prostu w samolot i są. I widzę, że się jej podoba, no i to takie piękne jest i pokazuje, że się jednak da spełniać swoje marzenia.
W sobotę byłem na imprezie przebieranej. Było mega śmiesznie bo nie było alkoholu, gdyż osoba, która to wszystko organizowała, bała się, że zdemolują jej szkołę taneczną. No i wszyscy mieli tam bzika na punkcie tanga, więc generalnie nie ważne co leciało, zawsze tańczyli w rytm tanga. Krzyś z Kamą rozkręcali imprezę, a ja jadłem i się smuciłem, że piwa ani nic nie ma. A potem poslziśmy do centrum i tak się jakoś złożyło, że wyladowaliśmy w moim klubie i zrobiłem chyba wszystko to, co robią inne pracujące tam osoby przychodzące na imprezy. I mam chyba jakieś zboczenie zawodowe bo pomagałem kolezance z kieliszkami, smieći z podłogi podnosiłem i szklanki stawiałem dalej od krawedzi stołu, żeby nie spadły. Jakbym w pracy był. A zawsze się dziwiłem czemu oni tam na imprezy przychodzą. Czy nie mają tego miejsca dość na codzień? Ale wczoraj Helgi mnie oświecił, że się po piwo za darmo przychodzi. Doświadczyć tego też było mi dane, tylko miałem problem ze znalezieniem jakiegoś barmana którego dobrze znam. Ale w końcu na górze się udało.
w piatek jeszcze mnie menadzerka pilnie woła, ja jej mówię, że teraz to nie bardzo bo przecież kazała mi to zrobić, a ona do mnie, że nie ważne i jazda na dwór. I się okazało że taka piękna zorza polarna nad klubem była. Wielka, pojawiała się i znikała, zmieniała kolory z czerwonego na zielony, potem niebieski i żółty. Trzeba w lato przyjechać białe noce zobaczyć i w zimie, żeby zorze obejrzeć. Poza tym Frnacuzce mówiłem, że jak ktos pali to sie po ochroniarza idzie, ale okazało się, że jakieś bujdy jej opowiadam. Islandczycy sobie wymyślili w lipcu prawo, że w klubach palić nie wolno. Ale smieszne jest to, że się z jakieś dwa czy trzy tygodnie temu okazało, że nic za to nie grozi, tzn. nie ma za to żadnych sankcji- więznienia, mandatu, nic. no więc u mnie w klubie na górze palić można i w innych klubach też jeżeli tak sobie ustalą. No smieszne to wszystko. Pół roku im zajeło żeby dokładnie ustawę ktoś przeczytał i się okazało że ustawa jest martwa. Nie wiem, a może tak po islandzku, sam zakaz wystarczy myśleli.
I -15C ostatnie 3 dni było. nawet tego nie odczuwałem dopóki mi ktoś nie powiedział. Myślałem że tak z -1C jest. Może to dlatego że wiatru ani troszkę. Bo wtedy to nie wiem. Wiatr mały by wystarczył i by z -30C było, albo żeby tylko trochę wilgotniej było i sobie tego generalnie nie wyobrażam.
W piatek w klubie było bardzo miło. A w sumie to tam zawsze jest miło. Taka typowa islandzka bezstresowa praca, że człowiek wręcz nie czuje, że jest w pracy. Helgi mi znowu naobiecywał, że mnie zabierzę na wycieczkę na północ Islandii, bo ja go zabieram do Polski. No i biedny teraz ten Helgi, bo mu nie pozwolę już zapomnieć o tym co mi obiecał:)
Poza tym nowa dziewczyna do pracy przyszła z Francji. Bardzo ją polubiłem. Fascynująca osobowość. Przedstawię w skrócie jej hsitorię. 3 lata temu przyjechała na wycieczkę do Islandii i tak się jej wszystko tu spodobało, że postanowiła tutaj zamieszkać. tylko generalnie wtedy trochę dużo piła i ćpała i dopiero teraz, w styczniu, przeprowadziła się tu ze swoją rodziną- tzn. z mężem i z dwójką dzieci. No ale parę rzeczy jest tu fanatastycznych. Np. to, że pokochała Islandię tak jak ja i chciała ją zobaczyć. Rozumiem ją bez słów. Ona tylko tu wcześniej była, a ja nigdy. Poza tym to cudowne, że tak od razu, z całą rodziną- po prostu w samolot i są. I widzę, że się jej podoba, no i to takie piękne jest i pokazuje, że się jednak da spełniać swoje marzenia.
W sobotę byłem na imprezie przebieranej. Było mega śmiesznie bo nie było alkoholu, gdyż osoba, która to wszystko organizowała, bała się, że zdemolują jej szkołę taneczną. No i wszyscy mieli tam bzika na punkcie tanga, więc generalnie nie ważne co leciało, zawsze tańczyli w rytm tanga. Krzyś z Kamą rozkręcali imprezę, a ja jadłem i się smuciłem, że piwa ani nic nie ma. A potem poslziśmy do centrum i tak się jakoś złożyło, że wyladowaliśmy w moim klubie i zrobiłem chyba wszystko to, co robią inne pracujące tam osoby przychodzące na imprezy. I mam chyba jakieś zboczenie zawodowe bo pomagałem kolezance z kieliszkami, smieći z podłogi podnosiłem i szklanki stawiałem dalej od krawedzi stołu, żeby nie spadły. Jakbym w pracy był. A zawsze się dziwiłem czemu oni tam na imprezy przychodzą. Czy nie mają tego miejsca dość na codzień? Ale wczoraj Helgi mnie oświecił, że się po piwo za darmo przychodzi. Doświadczyć tego też było mi dane, tylko miałem problem ze znalezieniem jakiegoś barmana którego dobrze znam. Ale w końcu na górze się udało.
w piatek jeszcze mnie menadzerka pilnie woła, ja jej mówię, że teraz to nie bardzo bo przecież kazała mi to zrobić, a ona do mnie, że nie ważne i jazda na dwór. I się okazało że taka piękna zorza polarna nad klubem była. Wielka, pojawiała się i znikała, zmieniała kolory z czerwonego na zielony, potem niebieski i żółty. Trzeba w lato przyjechać białe noce zobaczyć i w zimie, żeby zorze obejrzeć. Poza tym Frnacuzce mówiłem, że jak ktos pali to sie po ochroniarza idzie, ale okazało się, że jakieś bujdy jej opowiadam. Islandczycy sobie wymyślili w lipcu prawo, że w klubach palić nie wolno. Ale smieszne jest to, że się z jakieś dwa czy trzy tygodnie temu okazało, że nic za to nie grozi, tzn. nie ma za to żadnych sankcji- więznienia, mandatu, nic. no więc u mnie w klubie na górze palić można i w innych klubach też jeżeli tak sobie ustalą. No smieszne to wszystko. Pół roku im zajeło żeby dokładnie ustawę ktoś przeczytał i się okazało że ustawa jest martwa. Nie wiem, a może tak po islandzku, sam zakaz wystarczy myśleli.
I -15C ostatnie 3 dni było. nawet tego nie odczuwałem dopóki mi ktoś nie powiedział. Myślałem że tak z -1C jest. Może to dlatego że wiatru ani troszkę. Bo wtedy to nie wiem. Wiatr mały by wystarczył i by z -30C było, albo żeby tylko trochę wilgotniej było i sobie tego generalnie nie wyobrażam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)