piątek, 8 lutego 2008
Sprint
Wracam wczoraj do domu tak zaraz po polnocy, wysiadam z autobusu a tam tak snieg pada ze nic nie widze na odleglosc wieksza niz 5 metrow. I od razu zazdroszcze wszystkim, ze w Polsce sniegu nie ma. Zanim zajde do domu wiatr mnie z trzy razy cofnie, spodnie mam po kolana w sniegu i tylko mnie wysokie martensy chronia ze wszystko w butach mam suche. I zastanawia sie czlowiek jak to jutro rano bedzie. I wpada sie do domu majac wszystkiego dosc po 3 minutach i kladzie sie spac z mysla ze za szesc i pol godziny czlowiek wstaje. I oczywiscie tak pozno sie spac polozylo ze Marta musi mnie budzic o 720 i pytac sie czy dzisiaj do pracy nie ide. I mam tlyko 5 minut do wyjscia to juz czlowiek nie mysli jaka tam pogoda na dworze. I wychodzi czlowiek na dwor i na ten cholerny przystanek musi isc okreznymi, odkopanymi drogami, bo tak na skroty sie nie da bo za duzo sniegu. I dzieki temu czlowiek spoznia sie na autobus i go ... cos bierze i w desperacji zatrzymuje jadacy smaochod zeby go podwiozl na dol na petle gdzie autobus czeka 5 minut. I udaje mu sie za pierwszym razem zatrzymac dwoch Filipinczykow, ktorzy mimo ze jada w prawo, a nasz przystanek jest w lewo, godza sie nas podwiesc- tak milo, po Islandzku. I tak cieplo w tym samochodzie i szkoda ze sie takiego nie ma. i w koncu udaje sie zlapac ten autobus, ktory stoi troche za dlugo i juz czlowiek wie, ze sie na przesiadke spozni, ale w miedzy czasie mily kierowca sie miluja i domysla ze sie spoznimy i ze pogoda nie ten teges i dzowni do tamtego kierowcy i mowi zeby poczekal bo 15 minut do nastepnego autobusu mozemy nie wytrzymac i zmienic sie w sopel lodu lub nas zasypie snieg. no i udaje sie czlowieku po raz drugi w sprincie przesiasc. w autobusie cieplo az sie nie chce wychodzic, 15 minut drzemki, ale juz trzeba myslec czy oplaca mi sie czekac 15 minut jak przyjedzie autobus na moja kolejna przesiadka, czy moze lepiej isc na nogach. nic sie czlowiek nie uczy przez cale zycie, psuje i naprawia, wiec wybiera ze pojdzie. Po 2 minutach sie juz tego zalje ale cofnac sie szkoda i juz bez sensu. chodniki nie dosniezone wogole, nie wie sie jak isc i wybiera czlowiek srodek ulicy bo tlyko tam slisko nie jest i trzeba na pobiocze schodzic za kazdym razem kiedy jedzie samochod i ma sie pretensje nie pamietam juz do czego ze po chuj akurat w tym momencie jak ide ten odcinek drogi musi jezdzic tyle smaochodow ze moge co chwile schodzic. i kurwuje sie i wyzywa tych biednych kierowcow w myslach zyczac najgorszych rzeczy. Potem jeszcze tylo 500 etrow pod gorke na szklacym sie lodzie i 500 metrow przez pola gdzie tak pizdzi ze sie zaczyna doceniac nature i w koncu wie co to zywiol. Bez wiatru i sniegu pewnie bym przeszedl ten kawalek z 30 sekund a teraz zajelo mi to 5 minut. i wchodzi czlowiek do pracy i sobie przysiega ze wpierdoli pierwszej osobie ktora sie nawinie, bo szedl tyle na nogach co czekanie i jazda autobusem i tylkozmachanym sie jest, a tak naprawde to sobie juz cos wkrecam i cierpie jak mi to niedobrze choc pol roku bylo dobrze w autobusach i mowilem ze to lubie, bo sobie samochod chyba kupie i dobrobyt mnie niszczy. ale kto nie widzial zimy w Islandii ten nigdy nie zrozumie dlaczego smaochod jest tu bardziej potrzebny do zycia niz ciepla kurtka. aha, kupie jak pan nie zapomni po raz koljeny ze mam kupic i w koncu do mnie zadzwoni. Islandia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz