Zimowa przerwa w szkole. Wypadło akurat w te 2 dni, kiedy ja tam pracuję. Mogłem więc w końcu odespać wszystko, co obiecuje sobie odespać w weekend, ale nigdy mi nie wychodzi. Nie musiałem się też nigdzie spieszyć, znowu poznać Islandię o tej innej, rzadko dla mnie dosztregalnej strony. Kiedy wyjeżdżasz rano z pustego garażu podziemnego, kiedy na ulicach ruch mniejszy niż zwykle, kiedy wszystkie sklepy puste, bo wszyscy w pracy, i tylko starszych ludzi widać. Kasjerzy chodzą znudzeni, a może tylko czekają na popołudniowy zapierdol.
Stacja benzynowa. Poszedłem sprawdzić ciśnienie w oponach, przy okazji kupiłem fajki. Chciałem po islandzku, ale znowu zapomniałem jak są zapałki. Oczywiście, jak zwykle, pani po angielsku nawet miała problemy ze zrozumieniem co to są zapałki. Ech... Było akurat tak koło 12, ta sama stacja benzynowa na którą wpadałem rok temu, kiedy wymieniałem rury na drodze. Ci sami ludzie w kombinezonach się przewijali, te same schematy. Kto by pomyślał gdzie będe za rok. Uszy mi odmarzły od palenia fajki na dworze.
potem pojechałem do firmy gdzie rurę wydechową wymieniałem w samochodzie rok temu. Wcześniej byłem u mechanika i powiedział mi, że coś z tą rurą nie tak, ale on nie ma takiego klucza, żeby zrobić żeby było dobrze i że tam powinni mi to naprawić. No więc ide, wchodzę, tłumaczę panu z rachunkiem w ręku, że tak i siak, że ja nawet po polsku dokładnie nie umiem tego wytłumaczyć co się stało, a co dopiero po angielsku. Pan bezstresowo bierze mnie i samochód na stanowisko numer 7, podnosi, bada rurę, chodzi w te i we wte jak pojebana, coś tam odspawa, wymienia, przykręca. W sumie rurę poraz drugi wymienia, pytam ile za to już podkurwiony, że tacy debile są, że mogli tą śrubę od początku dobrze przykręcić to by było. A pan do mnie że nic i że do widzenia miłego dnia życzę. Pewne rzeczy się tu oby nigdy nie zmieniły:)
MAX. Sklep ze wszystkim co RTV i AGD. Mój ulubiony sprzedawca o wyglądzie Marylin Mansona. Tkneło mnie, że się zbiorę i kupię w końcu tą kieszeń, żeby dysk twardy do laptopa podłączyć. Ale tu nie ma. Dają mi nazwy dwóch sklepów gdzie są takie rzeczy. Nie ważne, że u konkurencji. Ważne żebym wyszedł zadowolony. Obok, BONUS, nasza biedronka. Leniwie jak na jakiejś prownincji w stanie Arizana, juesej, tylko pogoda jak na biegunie północnym. 3 stasze panie, jedna ledwo chodzi, znudzeni pracownicy czekający aż wszyscy wyjdą z pracy i ja, mimo że cały sklep tylko dla mnie, kupujący chleb i, szalejący nie w swoim stylu, Coca Colę Light dwulitrową w promocji za 90 koron (to mniej niż 2 zł!). Pani kasjerka z Polski, ale ostro, obydwoje, produkujemy się po islandzku.
BYKO, nasza Castorama. Chcę w końcu podłączyć telewizor, ale brakuje mi przedłużacza. No więc wchodzę do tego BYKO i już wiem, że będe tam dłużej niż 5 planowanych minut, bo znajdź w tym wszystkim zwykły przedłużacz. I tak wchodzę i staję zdumiony jakbym zapomniał że w Islandii mieszkam i że napisy wszystkie po Islandzku są co w jakiej alejce i że takim sposbem za cholerę tego nie znajdę. I stoję taki zawieszony i znudzeni pracownicy obok do mnie "dzień dobry". I patrze tak na nich i "dzień dobry", i że o co wam chodzi, że się człowiek zawiesić na chwilę nie może. Może wygladałem jak terrorysta albo jakiś nienormalny troszkę, bo tak stałem w sumie nie wiadomo po co i może jakby mi nie powiedzieli witaj, to bym stał tak dalej, jakbym pierwszy raz w życiu był w takim sklepie i nie mógł się wszystkiemu nadziwić. Oczywiście już pewne było, że do nich nie podejdę, nie wyda się żem jest nietutejszy i kurwa sam znajdę, bez słowa zapłacę i wyjdę. I tak przeszedłem cały dział sprzątania domu, malowania, narzedzi, toalet, ogrodnictwa, dział świąteczny, dział wszystko do drewna, dział malarski i przedłużacza nadal ani sladu, więc się poddałem i pana z obsługi w końcu zapytałem. Ja i mój idelany angielski. Nie wiem jak jest przedłużacz po angielsku, co w sumie nawet nie jest ważne, bo jestem prawie pewny, że nawet gdybym ja wiedział, to on by nie wiedział o co mi chodzi. I się tak produkuję i tłumaczę, że mi potrzebne jest coś, żeby telewizor do kontaktu podłączyć. Pan myśli, po głowie się drapie i stwierdza, że to na pewno Electricity i wysyła mnie przed siebie, że znajdę. No i znalazłem moje upragnione electricity. Do kas podchodzę, pani mi się o kartę klienta stałego pyta, ja nie rozumiem, PROSZĘ po angielsku. Nie udało się, jak islandczyk ze sklepu nie wyszedłem. I sam się sobie dziwię czemu zawsze tak błagalnie proszę czy nie mogli by tego powiedzieć po angielsku. Dużo osób wogóle się o to nie pyta, tylko od razu po angielsku nawija. Chciałbym zobaczyć takie akcje w jakimś polskim sklepie. ale może pozyjemy to i zobaczymy. Pewnie stary już wtedy będe i pomarszczony.
Moją kieszeń znalazłem. 5000ISK- to chyba mniej niż w Polsce. Pan mi nawet najpierw dysk sprawdził czy działa.
Pogoda się w międzyczasie zjebała. Boje się prowadzić samochód jak tak jest. Bo normalnie czuję jak mi wiatr z boku wali i gdybym kierownicy mocno nie trzymał to nie wiem co by się wydarzyło. Może to tylko iluzja. Może. ale jakby w Polsce źle z pogodą nie było nigdy takiego wrażenia nie miałem. A kto nie prowadził samochodu w islandzką NAPRAWDĘ zła pogodę nie powinien się śmiać i głosu zabierać, że jak to tak. A tak to. Autobus mi się marzy w taką pogodę. Ale z drugiej strony stać na przystanku w taką pogodę... I się człowiek przestaję islandczykom w ciągu 5 sekund dziwić przestaję, że tylę tych bryk ciężkich nakupowali i teraz z długów wyjść nie mogą, bo się człowieki momentalnie też takiej zachciewa. Idelany samochód na islandzki klimat.
O Uniwersytet Islandzki zachaczyłem. Chciałem się dowiedzieć jakby to było gdybym się na filogię islandzką zapisał. Ale poddałem się. Może aż tak bardzo mi się tego nie chcę, a może dlatego że mój islandzki nie jest nawet na 3 w skali 10 punktowej. Może. Zapytałem w jakimś biurze. Tam odesłali mnie do wydziału studentów zagranicznych, gdzie akurat siedziała pani sekretarka... nie władająca zbyt biegle (to mało powiedziane) językiem angielkim. I mówię jej, że ja chce się dowiedzieć o filolgię angielską, ona nie jarzy o co mi biega, dopiero jej po islandzku mówię, co chcę. A ona do mnie, że przecież wszystko zaczyna się we wrześniu więc łot de fak, a ja do niej, że wiem, ale chcę tylko wiedzieć co musiałbym zrobić gdybym chciał, co mi potrzebne i wogóle. i nadal na mnie tak patrzy i chyba nie kuma co ja chcę, więc daje mi namiary na panią co się tym zajmuje, ale znaleźć jej nie mogłem. I jakoś mnie przytłoczyła ta kawiarnia studencka, ci ludzie studiujący tu dziennie niejednokrotnie w moim wieku lub starsi, te Macintoshe wszędzie działające i ludzie coś na nich piszący. Ta islandzka atmosfera studencka. Boże, jak ja bym chętnie się z nimi zamienił. Zważywszy, że nie samymi studiami człowiek żyje:) Ja tam jeszcze wróce. Tylko się bardziej przygotuje, Może zamiast na islandzki to się na kurs angielskiego zapiszę, bo się już sam czasami załamuję jak się dogadać próbuje z ludźmi. Zwyczajnie mnie to męczy.
Po islandzkim wieczorem myślałem, że już do samochodu nie dojdę. Sztorm się zaczął na dobre, zaczął mi walić prosto w twarz drobnoziarnisty szron, co dawało odczuwalny efekt jakby mi ktoś żyletkami po twarzy jeździł. Nie zrozumie tego dosłownego prównania nikt, kto tego sam nie przeżył.
Kupiłem se płytę:) 2400ISK. Jeszcze znaleźć nie mogłem. A się pana zapytać nie mogłem o co mi chodzi, bo nie wiedziałem dokładnie kto to śpiewa. Generalnie gościu mało znany, a za album ceni się bardziej niż Madonna:) no ale musiałem kupić:) Bo poza tym chciałem.
I może mi już wszyscy wierzyć zaczną, że przyjechałem tu bo zawsze chciałem, a nie dla kasy. Może teraz, jak się tyle mówi o powrotach, ja nadal tu. Moja kucharka w pracy wyjść z podziwu nie może.
Weronika, nowa koleżanka z pracy, z Czech jest. Islandzkiego się w 3 miesiące nauczyła. Wkurwia mnie to:) i jeszcze to, że byłem teraz z nią cały tydzień i napierdalamy po angielsku lub po polsku, jak chcemy żeby inni nie słyszeli, a ja po prostu jakoś tak nastawiony już jestem od rana, że się męczyć będe i nic nie będe rozumieć. Ale fajnie tak z drugiej strony. Nigdy islandczykami nie będziemy choćbyśmy tu i 20 lat mieszkali. Dzięki bogu. Nie ma nic gorszego na ziemi niż bycie przewidywalnym.
2 komentarze:
znalazlam Twojego bloga wczoraj. nie przeczytalam jeszcze calosci, ale tak mnie wciągnął ze juz zdazylam kilka rzeczy zawalic.od 23 nic nie napisalas - mam nadzieje ze nie przestales pisac?? czytam i czytam i sie zastanawiam- szczesliwy jestes czy tez z jakis powodow mierzysz sie ze soba? przypomina mi to Siekierezadę...w kazdym razie - fantastyczne. serdecznie pozdrawiam. dzis z warszawy.
i jeszcze jedno. wspaniale zdjecie u gory. i swietne zdjecia zalinkowane.
Prześlij komentarz