To wcale nie o to chodzi, że zima islandzka jest jakaś masakrycznie strasznie zimna i niedźwiedzie polarne chodzą. Chodzi o to, że podobno w Reykjaviku śnieg jest rzadkością, a jakoś poprzednią zimę był i teraz też niemiłosiernie potrafi sypać. A jest dopiero pażdziernik. Chodzi o to, że niby nawet prawie nigdy na minusie nie jest temperatura, ale zawsze tak wieje, że czujesz to zimno aż w szpiku. I nie zostaje Ci nic innego do roboty jak tylko siedzienie w samochodzie albo w domu. Że albo pada deszcz, albo mokry śnieg, i pod wieczór, albo nad ranem, robi się szklanka na drodze. I to nawet nie o to chodzi, że mi to jakoś tak bardzo przeszkadza, bo uważam siebie tutaj za osobę chodzącą raczej tak po islandzku- rękawiczki mi wadzą (a to akurat to trendy bardzo jest nawet jak pogoda taka nie bardzo na rękawiczki), czapek nie lubię i często gubię, nie ubieram na siebie po pięć swetrów, tylko jedną bluzę, nie noszę kalesonów, przez całą zimę nie rozstaje się z moimi ukochanymi czerwonymi Pumami. Jak tu przyjeżdżałem to mama dała mi ciepła piżamę (użytą raz w hostelu po przyjeździe), poprzednią kurtkę zimową zostawiłem w Polsce, a tą ciepłą co kupiłem w zamian, podejrzewam, że założe dopiero kolo stycznia- i to też pewnie tylko parę razy.
Ale chodzi o to, że samochód mi ciężko prowadzić, że byłem na OTWARTYM basenie, biegłem z hot- spotu do sauny i w tej saunie, z powodu zimna na zewnątrz, nie mogłem złapać chwilę powietrza. Że po islandzkim wsiadłem do samochodu i tak się trzęsłem w nim, że byłem wstanie tylko odpalić samochód i poczekać aż się trochę ogrzeje, żeby przeszedł mnie ten przyjemny dreszcze kiedy się ociepla.
W szkole i przedszkolu cały czas otwieram okna bo mi gorąco. Ja w swojej sali jeszcze nie grzeje. moje dzieci chodzą na bosaka, porozbierane w tych przeciagach powietrza arktycznego. I nic. I mi też nic. Odkąd tu jestem nawet kataru nie miałem. I nikt kto tutaj nie był nie zdaje sobie sprawy jaką nagrodą jest lato, kiedy robi się jasniej, przyroda ożywa i wszystko, razem z ludźmi, dookoła. Ja naprawdę lubię ten klimat, od prawie półtora roku nie pamietam jak to jest kiedy skóra cię parzy od ciepłego Słońca i musisz chodzić w bejzbolówce żeby sobie głowy nie przegrzać. Bo nawet przez te trzy razy co byłem w Polsce, w grudniu, maju i lipcu, nie było mi dane trafić na takie temperatury. Wręcz przeciwnie- wróciłem akurat na te 2 dni rekordowych temperatur w Reykjaviku w sierpniu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz