wtorek, 22 lipca 2008
Theatrum Mundi
I tak już drugi tydzień po tym Olkuszu chodzę, dreptam tymi samymi miejscami, co w dzieciństwie, co w liceum. I czuje, że gdzieś tam, tu, moje pyłki na podłodze ułożone są. i tak podnieść je chcę. Chcę je wzmiecić w powietrze, chcę by zaczarowały Olkusz, by ta burza pyłku na ziemii odnowiła obraz ziemi. Tej ziemi. Żeby jeszcze raz ostatni, ten pył wznióśł się w powietrze. Żeby Krakowska stała się Krakowską, żeby pani barmanka znowu mówiła, że przyszły jej dzieci, żebyśmy spili się piwami, żebyśmy na gitarze te chore, poronione kawałki Perfectu znów spiewali, żeby dryga barmanka zwyzywała nas od nawalonych małolatów a nasza mama się pobłażliwie uśmiechneła i nalała kolejne piwo. Żeby znowu ten pył wzniecił te pamietne dni Olkusza z Perfectem i starym Lombardem. Żeby znowu było 30C w cieniu a ja paradował w glanach z Ciepałem. Żeby hurtownia alkoholi i taniego wina znowu zamieniła się w pełny dziwlogów "Czarny Piotrek", żeby znowu za barem zrobiło się kółko do trawy i taniego wina. Żeby tych 30 już wtedy pożal się boże punków robiących teraz kariery w wielkich korporacjach cytowało Włochatego i prowadziło swoje wykłady o tym jak nigdy się nie sprzeda systemowi. Miałem, miałem 2% nadziei, że tak będzie, że nie będe się o nich dowiadywał, że się zacpali, co poniektórzy ubrali garnitury, a jeszcze inni lubią Fatboy Slim i jego przeróbkę Morissona. W duchu mogę dziękować tylko jakiejś sile wyższej, że wiedziałem czego chcę, wychowuje na państwowym przyszłe islandzkie pokolenia i nie muszę się idiotycznie tłumaczyć jak to nie sprzedaje swoich ideałów budując huty aluminium na Islandii i nie niszczę ich krajobrazów przepięnych. że przecież to ich państwo i że oni sami tego chcą i takie tam sratata tata truru tutu żeby w nocy dobrze spać. Dziękuje siło wyższa. Idę wiaduktem i chciałbym tak jeszcze raz, ostatni, ja Marta i Michał, na gęsiej w wakację, na górce pijący piwo i napierdalający się z nowych neopunków z Nokiami N95 w kieszeni. Jak co roku. W wakacje. Taka tradycja. Jest lipiec. Jestem w Polsce, Michał nie może, Marta w Islandii domu mi pilnuje. Chciałbym, żeby ten pył tak się wznióśł i odczarował to miasto. żebym nie szedł ulicą i nie dochodził do wnosiku, że jak ktoś jeszcze w moim wieku został w tym mieście to albo zabawił się w sex bez prezerwatywy albo ma jakiś ubytek w mózgu i jest po prostu na to coś skazany. Żeby te twarze w moim wieku jakieś normlane tu były. Żebym moich sąsiadów nie widział w Carrefourze układających palety na polecenie jakiejś damskiej cipy kapo. Żeby ci licealiści mieli swój bar "Czarny Piotrek". Nie będzie im dane zapamietać na całe życie swojego pierwszego koncertu punk, żadna laska o długich zielonych paznokciach, naćpana, gotowa na wszystko, po twarzy mu pazurami nie przejedzie. chciałbym żeby było jak dawniej. Żebym nie chodził ulicą w centrum w nocy, w sobotę po 22, żeby tam ktoś jeszcze był!!! Żebym nie musiał się wtedy zastanawiać co tam w Reykjaviku u reszty, żebym nie zdawał sobie wtedy sprawy, że moje życie, moja nowa rodzina jest tam, że nic mnie z tym miastem nie łaczy, że wszystko z góry postanowione, że moje miasto zaopiekowało się mną, pomyślało za mnie, do Islandii wysłało. Nie zmusza mnie do cierpienia. Rany zadaje sobie sam , na własne życzenie, odwiedzając je. To miasto. Moje miasto. Za późno henry (like. no. other.), Olkusz to tylko rozmowy o tym jak wychowac porządnie dziecko za 1500zł miesięcznie. To pocieszanie się, że uda się, wyrośnie z tego jakiś normalny człowiek, że jakiś cud sprawi, że rodzice pokażą właćiwą drogę, że nie zostaje tylko impreza na wiejskiej dyskotece, że Kraków z atrakcjami czeka. To porady jak usunąc nieusuwalne rozstępy na brzuchu po ciąży, to odkrywanie głębokich prawd życiowych, że duże cycki nie zawsze oznaczają, że bedzię pokarm dla dziecka. To typowo polskie zastaw się a postaw się. zmuszanie mnie do drwiącego sumiechu przy zastaw się i postaw się. To że nie wiedza, że ja wiem więcej, że mnie te realia nie obchodzą, że ich zastaw się a postaw się to islandzka biedota tylko. Getto. Getto, z którego nie ma ucieczki. Że pokolenia trzeba pracować żeby się z niego wydostać. Że tylko mnie wkurwiają na maksa, bo tylko widzę tą przepaść mentalną i już wiem. Krew Chaberków to krew Chaberków, cicha, tłąca się nadzieja, że coś się odezwie w sercu syna mojego brata i też stąd spierodli za 20 lat, że poświęcenie mojego brata chuj strzeli, że może jakimś cudem jego syn zechce być normalny, że może ksiądz na katechezie tylko trochę mu mózg zryję, że sam sobie wyrobi swój właśny pogląd na patriotyzm i bycie Polakiem. I tak wszystko tylko może, i tylko jedno pewne- to nie jest kurwa moje stare dobre miasto. To jakieś zlgiszcza. Matrix. I w głowie mam Morfeusza i on oprowadza mnie po tych zgliszczach i ja widzę, widzę tych umarlaków w kapsułach święcie przekonanych że żyją. Program komputerowy. Windows vista xp XXI wiek made in Poland. Rozpłod, drzewo, dom, łaska i nie łaska z tego co się z rozpłodu wzieło i śmierć. Śmierc skończy wszystko. Znowu będziemy równi. Tu w Olkuszu, tam w Reykjaviku. Proch z nas pozostanie. Za góra 100 lat wszyscy zapomną. Zapomną o rozstępach i innych wielkich problemach. O budowie hut aluminium, o bredniach o powołaniu do wychowywania dzieci. Theatrum mundi skończy się. Niektórym bedzie szkoda. Ja poczuje ulgę, że w końcu, że już znudził mi się ten serial, że o 50 sezonów za dużo tego M jak Miłość. I wejdą nowi aktorzy i te same brednie od poczatku. Matka natura. Cudowna, doskonała. Wiem, że nic nie wiem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz