Wenę do tego miejsca straciłem całkowicie. Może wróci. Ale o dwóch rzeczach chciałem napisać i tym sposobem nie spełnić kolejnej, obiecanej sobie obietnicy. Miałem się już tu nie rozczulać o Islandii i wogóle i przestań pisać sprawozdania czasami jak w jakimś pamietniku. No ale nie da się. Po prostu nie da. Poza tym podobno dzięki temu ma to swój urok. no to najpierw się rozczulę. taki dzień wczoraj na przykład. Przychodzę do pracy, pełna depresja po powrocie, nieznajomość swojej przyszłości nawet w przyszłym tygodniu, genralnie problemy, problemy, problemy prawdziwe i wydumane, a tam dzieci mówią, że tęskniłem, i moje koleżanki również. I to nie ważne, że oni tak mówią. Wazne jest to, że jest to prawda. eyglo mi propnuja zmiany pracy w klubie, na inną lepiej płatna. i nie ważne że ja nie wiem czy chce, bo lubie tak chodzić, mój menadżer cieszy się jak pojebany jak mówię że wracam, a tam na tych prwyatnych przyjeciach to na pewno nudno i pic nie można ;-) No kasa większa ale nie wiem. Ważne że tak sam z siebie. Że mnie moja dyrektorka sama z siebie do centrum Reykjawiku po zebraniu odwozi, zabrania na tymże zebraniu Maji koło mnie siadać żeby mi po angielsku podpowiadała, martwi się o zmianę mojego mieszkanie, mojego współlokatora z córką umawia żeby mu pomogła szukać pracy. I nie ważne, że jak mi znalazła mieszkanie to był to pokój w masakryczniej cenie z kuchnią w centrum, nie ważne czy jej córka pomoże Michałowi. ważne że to tak samo z siebie. A potem wracam i Marta do mnie na islandzką komórkę dzwoni z Polski jak jestem w Bonusie i opowiada o swojej perypetii, którą w sumie mogła na GG opisać i też by było, choć w sumie nie to samo. Przepraszam, że nie napisałem o tobie w poscie ALARM CALL, ale o Dominiku chyba tez nie, a jesteście teraz chyba najwazniejszymi osobami w moim zyciu, więc może to dlatego. no a potem Marta i Bartek mi kompa naprawiają bo jestem lewy, tlenofon instalują również bo jestem podwójnie lewy i już Marta dzwoni, potem Dominik dzwoni i się upiera, że sobie do mnie bezpłatny numer weźmie. W międzyczasie Adam napisze coś głupiego, Krzyś z Kingą zadzowni bo wybrali do mnie za darmo numer (a nie musieli do mnie) i gadamy z 50 minut... no jak mówiłem tak zrobiłem. rozczuliłem się bo na smaych dobrych ludzi w życiu natrafiam i mam koło siebie, ale wogóle nie doceniam tego, tylko miotam się nawet jak wszyscy wkoło mówią że jest OK. Mam naprawdę dobrych przyjaciół i jakby wszyscy obcy czytający wiedzieli wszystko to by nie uwierzyli jak dobrych i jakie to szczęście jest.. Rozczuliłem się aż nadto :-)
No to jeszcze na szybko coś z pracy. Chodzę sobie dzisiaj po naszym placu zabaw, podchodzę do chłopca co po angielsku mówi ze swoim tatą, ale ze mną nie chce i pytam się co robi. A on sobie siedzi w krzakach i coś tam pepla po islandzku. ja oczywiście jak ostatni kłamca nad kłamców udaję że wszystko rozumiem, wykazuje nawet ozywcze zainteresowanie tym co powiedział i idę sobie dalej. 30 minut mija. wracamy do przedszkola. Robię obchód czy wszyscy weszli do srodka i tak patrze a on nadal w tych krzakach... Podchodzę, okazuje się, ze on sobie pochlipuje, bo się okazalo że on wlazł w te krzaki, ale za chiny z nich wyjść nie może i to mi chciał mi przedtem powiedzieć :-)... i tak siedział w tych krzakach z godzinę :-) nie myślcie że go żałuje. Jeszcze zjebę dostał za to, że umie po angielsku i mi nie powiedział co ma za problem. W sumie to nawet byłem z siebie zadowolony bo trzech nauczycieli też tam było, ale tylko jakoś ja tak wogóle zapytałem co robi.
I nigdy na tym laptopie nic do końca poprawnie nie napiszę. Za dużo skrótów niedających się wyłączyć. Masakra. I z glośników 5.1 nici. no chyba, że Bartek coś zaradzi... :-) Ja nie mam do tego nerwów i mózgu przede wszystkim. Książki po polsku o przedszkolu czytam. Czas się podszkolić :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz