W piatek udałem się z moimi dzieciaczkami odwiedzić Maję, ich nauczycielkę, która wraca do pracy, ale była miesiąc chora. Teraz się zamienie z inną nauczycielką znowu i dostanę grupę pięciu dwulatków, którzy są po prostu zajebiści i pocieszni jak nikt inny na świecie, generalnie dają czadu, tylko w pieluchy jeszcze robią i ja już zapowiedziałem, że uszkodzić ich nie chce i ktoś to bedzie robił za mnie. No ale poza tym to takie chodzące, nakręcane kukiełki jak z filmu. Plus taki, że śpią po 3 godziny w przedszkolu, praktycznie ile chcą, a ja mogę w tym czasie po internecie buszować.
No ale ja chciałem wam napisać czemu ja po wizycie u Mai zrozumiałem dlaczego islandczycy są naprawdę najszczęśliwszym narodem na świecie, ale w gruncie rzeczy nie umiem tego wytłumaczyć. Tak na pierwszy rzut oka to mozna by powiedzieć, że to wszystko przez to, że dużo pieniędzy mają i są tacyy bezstresowi. Ale ja uważam, że to tylko 10% prawdy, bo przecież oni też nie od zawsze są takim bogatym narodem, Maja to na pewno jeszcze pamięta te biedniejsze czasy. Po prostu jak widze jakie oni mają podejście do życia to momentlanie wszystko rozumiem. Poza tym podoba mi się ten wyczuwalny dystnas do wszystkich nieszczęść jakie spotykają cię w życiu i ta niezachwiana wiara, że możesz wszystko jeśli tylko chcesz. Bo dla mnie w tym kraju to naprawde nie tylko slogan, ale może tak być jeśli tylko chcesz. I nie chce przez to powiedzieć, że w Polsce się nie da, ale prawda udaje się tylko niektórym, a ile przy tym zachodu czasami to mi by się chyba już teraz starać nie chciało. Co nie znaczy, że tu jak gwiazdka z nieba coś spada, ale chcesz, starasz się, to na pewno się ziści. Mozesz miec tą pewność, że się zrealizujesz. W Polsce tlyko nadzieje i znajomości póki co. No ja wiem, że nie wszyscy zrozumieją to co piszę bo to się nie da końca zrozumieć jeśli się tu nie było trochę i nie zobaczyło jak to się kręci. Poza tym im dłużej przebywam z Islandczykami, tym bardziej poznaję ich drugą stronę, nie tylko powierzchowność. Na przykład Hekla, moja urocza, piękna i kochana Hekla, studiowała na uniwersytecie jakiś biznes i teraz pracuje w agencji reklamowej. Chcę jechać na studia podyplomowe do Paryża w fotografii. Także ta praca w klubie dla niej to tak naprawdę tylko przyjemność, taka odskocznia, żeby od czasu do czasu spotkać się z tymi wszystkimi ludźmi, taki powrót do studenckich korzeni kiedy pewnie też tu pracowała. Drugi mój klubowy kolega studiuje fizykę co wogóle jest dla mnie masakrą, bo ja mam problemy żeby policzyć pensję tak, żeby mi do pierwszego starczyło. Wyłozyłem mu moje teorie podsłuchane u Doroty jak to matemtyka jest królową nauk a fizyka to tylko teoria, która bez matematyki nie ma racji bytu. Poza tym wszyscy, nawet z moim kolegą z Hiszpani, słuchają jazzu. A tak na marginesie to niby taka inwazja Polaków na wyspę, a w klubie to tylko Islandzki, Hiszpański i czasami tylko angielski jak się wkurwię i powiem, że też chcę rozumieć co tam szprechają. Bo mój menadżer mieszkał przez pewnien czas w Hiszpani i może to dlatego. Bo on płynnie po hiszpańsku mówi, więc ma się z nimi jak dogadywać. I tym sposobem jest trzyjęzyczny.
A wogóle to liczyłem na bardzo spokojny piatek po całym tygodniu i może by tak było, bo ludzi pięciu na krzyż, ale jak zwykle nadzieja matką głupich i wpadam do klubu i się okazuje że menadżer nowy dziś na pierwszą nockę i oprócz mnie, Hekli i tego Hiszpana wszyscy są dziś nowi!!! Już od poczatku wiedziałem, ze będzie ciekawie. Jeszcze z Rudim się dobrze nie rozebrałem a już pytanie gdzie to, gdzie tamto, gdzie to położyć, gdzie to znaleźć, co z tym zrobić. Jezu, ja sam tam miesiąc pracuje i nic nie wiem jeszcze. I jeszcze ta menadzerka, która naprawde fajną jest, ale czy ona akurat wczoraj sobie musiała ubzdurywac jakieś nowe teorię jak coś bedziemy robić? Jakieś plastic protection mi na kieliszki każe szukać bo jak spadną to do sałatek szkło poleci. więc jej mówie, że jestem tu 1,5 miesiąca, ale nigdy żadnej protection nie widziałem albo że odkąd tu jestem nie widziałem żeby ktokolwiek do plastic baru koło danceflooru wkładał to piwo. Tyle dobrze tylko, że mało przeszkadzała i słuchała jak jej mówiliśmy i się nie wtrącała dużo. No i tym sposobem Hekla pomagała się wszystkim barmanom do pracy przygotowywać a ja z rudmi ustawiałem resztę załogi i tlumaczyłem co i jak. W sumie był jeszcze chan co teraz ze mną taksówką do domu wraca ale Chan tak mówi po angielsku jak ja po Chinsku więc się nie liczył. W sumie wszystko było OK, ale tylko dlatego, że nie było wielu ludzi, nawet DJ zaczął grać o 1 dopiero na 2,5 godzinki i nie puścił Britney, więc dla mnie ta noc była stracona. Ale po całej nocy, jak się tak nabiegałem za tymi ludźmi, natłumaczyłem, narozwiązywałem parę problemów organizacyjnych co gdzie i jak to po prostu padam dzisiaj na ryja i taki menadżer to ma na serio za swoje czasami. Bo jak się nic nie dzieje, stała ekipa to praca to przyjemność, ale nie daj Boże, że tak jak u nas i tylko czekałem czym nas los dziś zaskoczy, gdzie kufli braknie, co się potrzaska, co spadnie, czego braknie. i z panią sobie w kuchni porozmawiałem, która mi mówi, że chyba się zacznie polskiego uczyć i że to dobrze, że ja się islandzkiego uczę bo jak się naucze to mogę naprawdę dobrze tu życ. No jakbym nie wiedział. Zaraz się okazało, że lekarzem jest w szpitalu. Może się kiedyś spotakmy, kto wie. Potem wszyscy bardzo szybko posprzątali i się do domu rozeszli. I bardzo dobrze bo się wcześnie spac połozyłem. oczywiście bez przygód się nie obeszło. Przychodzę na Taxi z Chanem, stoi jakiś gostek. Tak podchodzi nic nie mówi, więc ja mówię cold, ha? no bo zimno bylo rano kurewsko, jeszcze deszcz. A on tak nie za ciepło ubrany, w jakiejś cienutkiej bluzie. No to jak podjechała taksówka to mówie, że gdzie chcess jechać, ale że nie mogłem się dogadać, więc mówię, że ja MJOOD, aon też, że MjodIN. Tak na marginesie to przerąbane w tym języku są końcówki jak w polskim języku w wyrazach. Nie jak po angieslku, ze PLAY to zawsze będzie play, nie ważne w jakiej osobie. To samo z rzeczownikami, więc trudno bedzie mówić poprawnie po islandzku. No ale dobra. Wsiadamy, jedziemy, on, że dzięki, ze go zabraliśmy i takie tam, ja że spoko, w tym momencie on bierze moją rękę i wkłada miedzy dwie swoje. Ja oczywiście domyślność made by henry i wogóle nic nie czaje i nadla, że zimno i coś tam jeszcze. Już w sumie to taki zmęczony byłem, że mam wrażenie jakby to się po pijanemu działo. Ale nieprzespana noc w czwartek i cały piatek do rana w sobotę na nogach. No i potem cała ta gatka, że on się może oddźwięczyć jeśli nie mam gdzie spać, ja, że mam bo tam mieszkam, że ona ma ciepłe łóżko, ja, że moje też jej ciepło. No i generalnie, że nie potrzebuje noclegu. i w sumie to się okazało, że ten jego Mjood to tam gdzie dawniej Krzyś mieszkał, ale opłacało się być uprzejmym, bo on zapłacił 1400ISK swojej części a my tlyko potem dopłaciliśmy 700ISK. No i tak wysiadając z taksówki się pięć razy chyba upewniał czy nie wysiąde jednak razem z nim, a ja już ledwo na nogach stoje. Generalnie to on był troche podpity i zajebiście żmieszny, ale jakby to jakiś polski dresiarz jechał tą taksówką to by się przynajmniej postresował i podenerwował dużo, a tak ja wyszedłem z założenia, że mi się zabawnie piątek kończy, Chan nie wiem co sobie myślał, a pan z taksówki to chyba przyzwyczajony jest do takich akcji. A ta taka bezpośredniość islandzka to też taka cecha typowo tutejsza. W Polsce by mnie takie coś w taksówce chyba nie spotkało. A tu nikt się nie stresuje. możesz tylko powiedzieć tak, możesz ewentualnie powiedzieć nie. Dzięki tej ich bezproblemowości w różnych kwestiach też mi się tu miło żyje. dyrektorka już sobie w kalendarzyku zapisała że jadę do rodzinnych stron i tylko się pyta czy wróce. A ja, że na 1001% wróce. Książki mi kazała i płyty CD polskie dla dzieci kupic. Ale kupie im jeszcze poslkie wiersze Noblistów po angielsku, jakieś albumy o Polsce i wyśle pocztą na adres przedszkola, żeby sobie nie zaśmiecać swojego bagażu. Generalnie to już czekam, ale trochę smutno, bo wiem, że jak wróce to dwoje polskich dzieci już u mnie nie będzie w pracy. A szkoda wielka, nie wiem jak ja się z nimi pożegnam. Dzięki takiej Mai z Polski, która bedzie miała w sobie dużo punka i nie sobą rządzić, to mogę być dumny z polskości i z polskich dzieci jak je porównam do islandzkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz