Naprawde dobrze, że piszę o czymś od razu jak się dzieje. Bo potem to nie ma już takiego smaku. Na przykład moja praca w klubie. Teraz to tylko patrze czy ktoś chce być w kuchni czy nie. I jak nie chce to się bardzo cieszę bo poza sezonem jest, gości pięciu na krzyż, nawet Dj zaczyna grać o wiele pózniej, bo około pierwszej w nocy, i mam tam generlanie święty spokój. Raz na jakiś czas szklanki i kufle włoże do zmywarki, sprawdzę czy przy dancefloor barze nic nie brakuje i nic więcej mnie nei obchodzi. Nie muszę nosić lodu, kufli do barów, pilnować by czegoś nie brakło, a co najważniejsze, nie muszę przeciskać się przez tych spoconych, pijanych ludzi, przepraszać, że żyje, gdy wezmę szkalnkę w której nic nie ma, ale dla nich jest, nie muszę kłocić się z tymi pizdami o to, żeby w barze nie palić i mówiąc oględnie mało się męcze. Jak mi się chce to stanę przy barze koło kuchni i patrze sobie na to roztańczone bydło i DJa, który co piątek i sobotę puszcza tam samą muzykę, także przy pewnych piosenkach mam już odruchy wymiotne, a do tego już od trzech nocek nie było Britney co jest masakrycznie niewybaczlane! Muszę coś z tym zrobić.
Poza tym moja załoga niezmiennie mnie fascynuje. Dziś nie było w pracy mojego kolegi z Hiszapni, a zaloga ta sama co wczoraj, czyli nikt nic nie wie. Zeschizowany Czech, barman przy moim barze, którym się opiekuje. Zawsze mu czegoś brakuje, nawet jezlei dana rzecz nie jest mu w tej chwili wogóle potrzebna. I tłumaczenie mu, że jak przyniosą brudne, wymyje i mu dam nic nie pomaga. I lata, szuka, zamiast stać przy tym barze, aż w końcu zjebkę od nowej, nic niewiedzącej menadżerki dostał, i dobrze mu tak. A moja menadżerka znowu wydawała mi się na początku zimną, chamską suką, ale okazała się bardzo miła w gruncie rzeczy. Pamiętam ją zawsze nawaloną jak się na kuchni szwędała i zagradzała mi drogę i tylko brzydkie słowa mi się wtedy na usta cisły bo ja wszystko rozumie, ale nie wtedy jak jest te magiczne 5 minut kiedy wszytko trzeba na 10 minut przedtem, a nie ma nic. Jest jeszcze Francuz nowy, któremu Polska kojarzy się chyba tylko z Polskim chydraulikiem, więc wogóle zdziwiony szczególnie jak mu mówie, że ja tu w edukacji ;-) pracuję, do baru przychodzę bo lubię a w Islandi jestem bo zawsze chciałem być, że dla pieniędzy samych to bym poleciał gdzieś bliżej. No i generalnie zgasiłem go z miejsca i już mi się z nim gadać wogóle nie chce bo ten jego akcent francuski mnie po prostu rozpierdala i nic go nie rozumiem, a rozmowa z ludźmi, których nie rozumiem po angielsku doprowadza mnie do szału. Bo żeby było śmieszne to on tu za swoją islandzką dziewczyną przyjechał i pracuje gdzieś w barze na zmywaku i widzę, że generlanie to chyba bardzo cierpi, bo mu się francuski socjal skończył i w Islandi nie ma pracy po 7 godzinek i do domu. ale to tak to jest z ludźmi pochodzenia islandzkiego. Oni tak kochają swój kraj, tak im się tu dobrze żyje, że bądźcie pewni- jeśli kiedykolwiek w zyciu bedziecie mieli partnera islandzkiego i go bedziecie kochać i układać sobie z nim życie, to na pewno wylądujecie z nim tutaj a nie w waszym kraju. A poznałem już krocie osób, które są tutaj dla swoich islandzkich partnerów. Duzo by opowiadania było. Zaczynając od pewnej murzynki z kursu, która uparcie twierdzi, że jej kraj to Londyn, a nie Ameryka i mrozi się w tej lodówce dla swojego chlopaka, na mojej wicedyrektorce kończąc, której córka mieszka teraz przez rok w Japonii ze swoim mężem, a genralnie to mieszkają w USA, ale po powrocie z Japonii mają zamiar osiedlić się w Islandii. Oby się tylko jej mężowi spodobalo. A wogóle to moja wicedyrektorka pojechała do Lizbony na wakcje tyodniowe, bo jak mówi ona i moja dyrektorka, islandczycy mają dużo pieniedzy, idzie noc. No i tak to jest. Bo oni po całym świecie podrózują, ale swojego tak na serio nie znają, zgodnie z zasadą znaną na całym świecie, iż cudze chwalicie...
No i tak zostawili mnie z tymi ludźmi w tej młóckowni i miałem dużo czasu, żeby się zastanwiać czemu ci ludzie tu pzrychodzą do tego baru (mówie o pracownikach) kiedy mają swój wolnu dzień. Gisli mnie rozwala. On chyba żyje tym barem. A wszyscy się już z niego napierdzielają, że on tylko szkalnki lubi nosić, a wszystko inne co jest do roboty to spierdala przed swoim smokiem, jak ja przed myciem podłogi. to samo ten mój kolega z Hiszpanii. przyszli, troszkę popili chyba za darmo z menadżerem i zaczął się nieżły ubaw dla mnie. Potem gdzieś tam podzwnili i zaczeli mnie niedozwolonymi używkami częstować po czym wszyscy wyszli przez niedozwolone drzwi i pomkneli w świat sie bawić beze mnie. Bo ludzi imion na Islandi nie znam więc wybaczcie. Ja w Polsce potrzebuje miesiąc lub dłużej by zapamietać więc co dopiero tutaj. Tylko Heklę mi zostawili to miałem z kim na fajki chodzić. Drugi barman z Peru, który umie po 10 latach perfekcyjnie islandzki zawsze sie nawali i mam z nim intersujące rozmowy. Te typowo pijackie uścicki :-) jak to się wszyscy kochamy jak jedna wielka rodzina. ale po raz piećdziesiąty dzisiejszego dnia się pytam jak on mógł mi takie coś zrobić jak tej nocy? Jak mógł wpaść do mnie do kuchni, nie uściskać się, wogóle nic nie powiedzieć, wody nie chcieć, tylko zacząć rzygać mi na zmywarkę. Ja się juz zanoszę z obrzydzenia, pytam się załamany dlaczego, dlaczegoż mi to zrobiłeś i dre się zeby przeniósł ten łeb nad zlew i tam sobie rzygał. No chociaż tyle posluchał ale mówie mu, choć nie wiem czy jarzy, że ja z Heklą na dymka idę i przychodzę i ja nie chcę tego wogóle na zmywarce widzieć i w zlewie bo prędzej cały bar stanie niż ja tam rękę włoże i posprzątam po nim. I takie nerowego papieroska miałem bo cóż ja mogłem wiedzieć ile ona świadomy był tego co ja do niego mówię a ile nie. Ale na szczęście świadomy był bardzo i lśniło na błysk. Nad ranem, jak już uciekłem przed moim smokiem i dałem wszystkim nowym do posprzątania podłogę w kuchni, zjawił się mój ulubiony islandkzi fizyk z pizzą dla wszytkich, który tak TYLKO zawiózł kolegę do downtown, że skonczył u nas w barze nad ranem w samej koszuli. Maskarycznie mu się musiało potem ze mna iść na taxi. i znowu zyskałem bo on zapłacił za siebie a ja tylko dopłaciłem 400ISK potem. i wogóle ja się już ludzi od wczoraj przestaje pytać ile oni lat mają, bo ja tu sobie zawsze porównuje ich wiekowo do siebie na zasadzie ile ja będąc w ich wieku miałem własnego w polsce, zapominając, ze prócz 7 letniego samochodu to nie miałem nic własnego i ciągle zapominam, że tutaj się to troszkę inaczej kręci. Na początku wydawało mi się to wszystko jakąś jedna, wielką, rozpasaną konsupcją, ale to taki po prostu ich standard życia tylko. i czasmai myśle, że dobrze, że ludzie w Polsce, moja rodzina nawet i koledzy, nie będą się mieli wszyscy przekonać na własne oczy o czym ja czasami piszę bo by się nagle okazać, że w tej Polsce to jedna wielka ściema po prostu bo się stara 1000 osób, czasami udaję się ledwo jednej, a reszcie stara się wmówić, że się stara za mało, za mało uczy, za mało języków zna, no i generalnie, co prawda to prawda, ale o wiele biedniejsi jesteśmy, choć i ten argument z każdym rokiem traci swoje silne podstawy. Bo oni tu naprawdę wszystko tak wcześnie zaczynają i jak tlyko chcą to wszystko zrobić mogą. ten mój kolega fizyk konczy fizykę w collegu, 19 lat ma, na rok do Australii jedzie bo tak, a potem sobie po powrocie dom na raty bierze. i ja nie mówie, że u nas to się wogóle tego nie da, ale bądźmy sczerzy ileż to by zachodu być musiało, a tutaj to takie oczywiste, że się po prostu pakujesz i jak chcesz zobaczyć to jedziesz i wracasz. Hekla na rok do Paryża jedzie fotografię studiować. Albo jeszcze gdzie indziej. Sama ostatecznie nie wie. Ale żeby nie było, że im to tak znieba wszystko spada. Bo tu drogie wszystko i sobie zapracować na to tzreba, ale masz przynamniej tą pewność, że ten trud pracy na pewno sie opłaci. Bo tu każdy do cholery pracuje jak najdłużej może. nawet jak mu się emerytura należy. Nikt nie szuka kruczków jakby to się wcześniejszym emerytem stać albo na zasiłek iść dla bezrobotnych, który tu jest dość wysoki i normalnie można by żyć. Do szpitala dopłacasz, za zęby oficjalnie płacisz, w ośrodku dopłacasz, za studia płacisz- obojętnie czy dziennie czy zaoczne tyle. ale może dzięki tym opłatom wszystkim ten dobrobyt też się jakoś robił.
A wogóle to w klubie staneło na tym, że ja taki hardworker bez wolnego jestem dłuższy czas, więc że menadżer i mój fizyk zarządzili za około 2 tygoddnie wilny weekend i Islandie mamy jechać pozwiedzać. No i juz dwa probelmy rozwiazać znowu musiałem. bo ja na Polskę to tylko tu psiocze, nigdy do nich. Że jestem tu bo chciałem, że nie póki co w fabryce nie pracuje co wzbudza taki mile łechcący moją próżność i pokorę podziw i że ja i moi przyjaciele to wogóle nie tylko pracą żyjemy i że ja po prostu teraz muszę sobie dorobić bo tak tu kasę na wszystko wydawałem jak oni i bym do Polski bez grosz musiałe lecieć i ze mi sie tam u mnie bardzo dobrze żyło i ze tu jestem bo mi się też dobrze żyje. Nie mam już siły ciągle to ludziom tłumaczyć, ale robię to już tylko dla tych co tak lepiej znam. może choć trochę się wysilą i kiedyś spojrzą na mnie nie z perspektywy pracownika firmy budowlanej, który im krzywo domy buduje jak oni to twierdzą. No a druga kwestia to taka, że ja już to co mi pokazać chcieli to widziałem co ich też troszkę może z tropu zbiło jak im powiedziałem co widziałem. Ale staneło, że na wulakny jechać możemy. przy czym oczywiście ja tu za długo mieszkam już zeby nie wiedzieć, że zapomną i my może to kiedyś zrobimy ale na pewno nie bedzie to za 2 tygodnie ani w tym roku już wogóle. W sumie to już sami islandczycy wiedzą, że tak to jest jak coś obiecują. Fizyk doszedł do wniosku, że to przez to, że jest ich tak mało. Także zarzeka się, że pogada z menadżerem i da znac. ja staram się jak mogę mu wierzyć, więc raczej nie wierze. najwyżej miło się zdziwie. Moja szefowa już wie, że musi dzownić jak jej mówi co zapomni, mój menadzer wie, że rachunki za taksówkę to mu muszę dać jak jest w pracy bo tak to weźmie i zapomni. No prostu to już dla mnie takie normalne że nie dziwota. A tak wogóle to bardzo miło że wpadli na taki pomysł. to byłby niezły wypad. wiem to bo juz ich na tyle znam.
Vista mi pada i już się modlę, żeby jak najprędzej XP tu wgrać i mieć spokój z tymi wszystkimi chorymi skrótami w moim komputerze, które były w nim i nie potrafię ich w Viście usunąć. nie macie pojęcia ile mnie kosztuje irytacji pisanie na tym komputerze. dlatego przed tym zmokiem nie uciekne i zrobie to :-)
Bo z tym smokiem to o to chodzi, że znowu sobie z Krzyskiem testy robiłem ogladając teledyski na You Tube. Ty razem jaki typ osobowości u mnie odgrywa największą rolę czy coś w tym stylu i mi wyszło, że ja prawie 100% wędrowiec jestem. bo naprawdę jestem. no sami zobaczcie. aż w szoku byłem:
Wędrowiec
Cel: Niezależność Wolność Samodzielność
Obawy: Konformizm
Reakcja na smoka: Ucieka
Duchowość: Samotnie poszukuje Boga
Intelekt: Samodzielnie bada nowe idee
Związki międzyistotalne: Chadza własnymi ścieżkami istnieje sam dla siebie
Emocje: Radzi sobie sam, stoik
Zdrowie: Nie ufa specjalistom, sam dba o swoje zdrowie, dzięki skrytej, starożytnej wiedzy, albo indywidualnym ćwiczeniom
Praca: "zrobię to sam", szuka powołania
Środki: Self-made man, potrafi poświęcić pieniądze dla niezależności
Zadania/Osiągnięcia: Niezależność Tożsamość Powołanie
Naprawdę cały ja- czy wierzycie czy nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz