Szósty stycznia, czyli trzynasty, bo trzynaście dni po świętach i pali się wielkie ogniska i po raz ostatni puszcza petardy. Trzech Króli inaczej. W tym roku wyjątkowo po raz pierwszy w Reykjaviku. Dziwnie obchodzić to wydarzenie na obcym sobie terytorium.
Ostatnimi czasy noszę się z tezą, że potrzeba naprawdę odwagi, aby żyć na Islandii i być sobą. Jest to tak na prawdę o wiele trudniejsze niż w większości innych krajów, ta odwaga cywilna. Tu jest jest nas tak mało, że człowiek nie ma szans być anonimowy na dłuższą metę i wszystko co zrobi lub powie, będa o tym gadać prędzej czy później. Życie w takim Krakowie lub Londynie wydaje się przy tym bułką z masłem. Ten blog umrze pierwszego września dwa tysiące czternastego roku.
Pięć minut temu na fesjbuku okazało się, że Helgi jest w związku. Mój Helgi z niezapomnianego baru z problemem, ze jeszcze nie spał z żadną dziewczyną. No cóż, juz chyba spał. Świat idzie do przodu, nie stoi w miejscu.
Kiedyś Reykjavik wydawał mi się taki czysty, a nawet i duży. Dziś nie ma po tym ani śladu. Wszędzie widzę tylko śmieci, a myślenie o jakimś centrum zakrawało o chorobę psychiczną zwaną zachłyśnięciem się nowym miejscem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz