piątek, 29 stycznia 2010
Nie było dziś prądu. Ale życie nadzieją, że nas po prostu puszczą do domu było jakże chwilowe i jakże złudne. Więc doczekałem tak do 15.00 udając, że robię cokolwiek, czekając aż kierownictwo wyjdzie. Taka miła odmiana. Wszyscy stłoczeni w jednym miejscu przy świeczkach, bo tu przecież o 10.00 wciąż ciemno, a prąd naprawili dopiero o 12.00. 4 hot- dogi na obiad. Niech żyje fast food!... Znowu ten dzień gdy włączyło mi się polskie myślenie, że skoro nie ma co robić, to po siedzieć. Ale nie- tu można jakieś zebranie, tam coś przedyskutować, zawsze jest coś "do zrobienia".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz