Zaspypało. Aż po kolana. Ale chyba wszyscy są szczęśliwi... że przynajmniej na Nowy Rok zanosi się biało. A są szczęsliwi, bo zasypało tak specjalnie. Tak dosłaonie w trzy godziny. W nocy. I ani wiatru nie uraczysz, co sprawia, że śnieg usadowił się przyjemnie i miękko na wszystkich i gdy ma ktoś sobie coś z dziecka, to może go strzepywać z gałęzi, czy czego tam popadnie. I jest coś mistycznego w takiej pogodzie. Bo nawet jak sie budzisz i jest ciemno, to niebo na górze całe spowite jest w białych chmurach i, nie wiem jak opisać to zjawisko, ale dzięki temu, że śniegu po kolana, a białe chmury na niebie, to to niebo robi się pomarańczowe i ma się wrażenie jakby dzień był. Bo potrafi być wtedy jaśniej jak w najprawdziwszy dzień. Nie wiem jak opisac to z punktu fizycznego. Oczywiście to wszystko gdy jest jak jest. Bo wszyscy wiedzą, że, prędzej czy później, zawieje. I to też będzie, tym razem to niespokojna, Islandia. I, w przeciwieństwie do teraz, nikomu nie będzie się chciało wyjść o 9.20 pośrod ciemności na sanki. Płatki sniegu nie będą dotykać naszegi ubrania jak z namaszczeniem, ale będą kuły skórę i oczy i wszyscy będą się zastanawiać co my tu robimy.
Analizując świąteczne menu islandzkie nadal nie wierzę, że komuś chciało się tu żyć, a choćby i sto lat temu, i cierpieć to wszystko;) Po prostu masakra.
Wróżby noworoczne. Czy kryzys już za nami, czy najgorsze przed nami. Ile ludzi, tyle opinii.
Lekkie zdziwko rano, bo komórka zadzowniła o 7.00 i mówiła PORA WSTAĆ. A potem przyszedł Morfeusz i obudził mnie we śnie pytaniem, czy ty aby nie musisz iśc do pracy, co spowodowało totalne obudzenie się o godzinie 8.40 i stwierdzenie, że ejstem o 10 minut za późno. I teraz pytanie; czy ściemniać, że myślałem, że na 9.00, czy udać podkulonego i powiedzieć prawdę o zaspaniu. I to mistrzostwo świata. 10 minut- a tu i umycie żebów i ubranie się i odśnieżenie samochodu i 10 minut i w pracy 8.50. Samego mnie to zachwyca, że się da. A tam się okazuję, że na tablicy piszę, że zaczynam o 9.00... Hmmm... to dziwne, bo przed świętami mi mówiono, że na 8.30. No ale cóż... I tak wyszedłem o 16.00 i tak kazali mi przyjśc jutro na 11.00, bo nie ma co robić. Zalety budżetówki? Czy to tylko u mnie?
I ten spowolniony rytm pracy beż żadnych zasad, który zdarza się dwa razy roku- bezcenny. Można odpocząć w pracy. I uświadomienie sobie, że blog ze zdjęciami zamarł i że nie ma na nim nic świąt i juz nie będzie, bo poszedłem na odwyk i nie pstryknąłem ani jednego zdjęcia. Dziwne uczucie. Po 2,5 roku to tak jakby się to nigdy nie wydarzyło chyba. Całe święta, i wogóle. A było tak miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz