Znowu zmagałem się z Islandzką mentalnością. wytlumaczę może od poczatku jak to wyglądało z mojej perpektyw, a jak z nich. Otóz w pt wróciłem do klubu. menadżer na wstepie, że mam największe doświadczenie i że musze się zająć załogą, bla bla bla. Za chwilę okazało się, że mu załogi brakuje i ze na gwałt kogoś trzeba. no i pyta mi się, wręcz błaga, żeby ktoś przyszedł. Bo wogóle to wszyscy prawie jacys nowi, nikogo nie znam i generalnie nudno jakos tak przez te 2 dni było. Nie miałem właściwie nic do roboty, tylko siedziałem i czekałem kiedy się to wszystko skończy. No to zadzowniłem do Kingi, a ta typowo po islandzku że za 40 minut bedzie. Zmarnowałem jej pierwszy wolny weekend od daaawna, no ale było już za późno. Poza tym decyzje podejmuje ona, jeśli chodzi o pracę, typowo po islandzku. Dzwoni ktoś, że trzeba, to idzie- bez zastanowienia. nawet nie wiecie jak to procentuje w przyszłości. No i przyszła ta kinga moja kochana i zaraz miała koło siebie cały wianuszek adoratorów, nawet ci zazwyczaj zamknieci w sobie islandczycy, nagle jacyś tacy ożywieni, o imię jej 15 razy się pytają i te dziwnie maślane oczy i ja myślący łot de fak. no generalnie fajnie i śmiesznie. Poza tym mój klub u Kingi dobre recenzje zebrał :D
no a w sb byłem poraz pierwszy, w największym islandzkim SPA i było po prostu zajebiście- nic dodać, nic ująć, tylko spodziewałem się w sumie czegoś innego całkiem. nie wiem, wiecej rzeczy i takie tam, ale ja głupi jestem i tyle :P Potem mój klub opanowała filipińska mafia. Menadżer kazał mi się zająć nowy pracownikami, ale to łebki takie po 20 lat i zaraz się ze mnie smiać zaczeli, że wogóle na 19 lat wygladam i nie wiem czy w jej kulturze to obraźliwe jest czy co, ale mi się na przykład bardzo miło zrobiło, bo ja się już odmładzam. no to zostawiłem ich w spokoju i robili wszystko za mnie, a ja stałem i ciężko pracowałem jak szef chodził. Bo wogóle to się okazało, że się właściciel zmienił klubu, no i wchodzę sobie do lubu jeszcze 15 minut spóźniony, piszący menadżerowi że się właśnie te 15 minut spóźnie, a tak naprawdę u Adama siedzący o 15 minut za długo. i pierwsze co, to zamiast do pracy, ja do baru i Sevenapa biorę. Jakiś gostek na wprost mnie siedział. Potem się okazało, że to właściciel. A potem już całą noc tak na niego wpadam w tych najgorszych momentach. Na zmywaku była tej nocy Polka, z czym wiąże się ciekawa historia bo jej mówię, że trzeba koniecznie to umyć. Potem się z nią dogadac nie mogę w jakiejś innej sprawie, no to w końcu pytam skąd ona i się wtedy wydalo. Ale może nie wszyscy z was mieli może okazję doświadczyć czegoś takiego i nie wiecie jakie to śmieszne jak się z krajanem po angielsku komunikujecie i nawet wam przez myśl nie przejdzie, że on lub ona też Polak. No a teraz przechodzimy do sedna sprawy. Moj kolega koło mnie przechodzi i mi mówi, że jutro impreza i czy będe bo beze mnie to nie to samo. Bradzo to miłe, ale ja nwet nie wiedziałem nic o żadnej imprezie, szefa głupio mi się pytać, to milczę. no ale on całą noc ani słowa. Do samiutkiego rana. 1 piwo rano pije, 1 pizzę jem, a on nic. no to myślę sobie, że jak nie, to nie. Ale już z klubu wychodzimy i mi gościu z ochrony też się pyta czy bede i tłumaczyu gdzie zajść trzeba. wogóle jakoś tak dziwnie bo ja z tego gościa to nawet z klubu mało kojarzę i tak mi dziwnie było, że mi o tym mówi, tym bardziej, że oni moje imię znają, a ja ich wszystkich nie bardzo. no ale myśle- kurde, darmowe drinki, schowam tą swoją dumę i idę, nie? No i wchodzę tam i tak typowo po islandkzu nikt mnie nie poinformował, że stroje wieczorowe i wogóle full wypas i tlyko mi helgi z nieba spadł i coś tam zaradził pożyczając swój płasczyk, bo mój ubiór to gerekalnie koszulka z Matką Boską Buddyjską, jeansy i żółta bluza :-) I żeby było śmiesznie Helgi do mnie, że na OPENER jedziemy, na imprezę przychodzi i wogóle, że menadżer mówił, że bede. Wszystko bardzo ciekawe, tylko nie wiem skąd on wiedział, jak ja nawet nie wiedziałem. wogóle ostani raz się tak produkuję, i to nawet nie wszystko co chciałem o tym napisać ale już mnie to meczy i wogóle za późno już o tym piszę, a czasu wcześniej nie było. Bo ja generalnie zmierzam do morału. A morał jest taki, jak dzisiaj eyglo w pracy tłumaczyłem. Że islandczycy są bardzo zamknięci w sobie i jak ktoś sam nie spróbuje ich otworzyć i im nie pomoże dotrzeć do siebie to zawsze będzie na nich narzekał jacy oni straszni i wogóle. No pewnie, że są inni i wogóle, ale czego tu oczekiwać. Z drugiej strony nie było mi dane nigdy w życiu poznać tak wierzącej w siebie, artystycznej nacji, a przede wszystkim takiej miłej i we wszystkim pomocnej. Gdyby mi Islandczycy tak we wszystkim nie pomagali smai od siebie chyba stałbym w jakimś innym punkcie dalej, o wiele dalej w tyle niż jestem teraz. i mogą sobie tu wszyscy bredzić o nich głupoty, ale ja zawsze będe ich bronił, tak jak bronię Polaków przed nimi i im tłumaczę te wszystkie różnice kulturowe, które sprawiają, że nie muszę jako Polak poznawać kogoś jak oni 5 lat, żeby być go pewnym i że mogliby sie naszej otwartości i zaufania trochę nauczyć i nabrać. Wogóle samo to, że dla mojego szefa było oczywiste, że przyjdę i jestem zaproszony, a dla mnie wogóle, już pokazuje jak to jest w naszej mentalności inaczej. Nie wiem, może na zaproszenie listowne czekałem? Ja np. się czasami zastanawiam czy oni w tym klubie to mnie lubia wogóle bo oni w naturze tacy z rezerwą, no ale potem ktoś tam pijany przyjdzie i mnie znajomym przedstawi, ktoś tam moje imię zna, a ja jego nie i jest bardzo mily, ktoś tam właśnie powie, że przyjść muszę, bo to impreza nie ta sama wtedy i takie tam inne rzeczy, które geralnie wiele mnie uczą jak ich rozgryść powoli i upewniają mnie w przekonaniu, że za dużo myślę. Ale sprawiają też, że wiem, że z nimi nie tak łatwo, ale poddać się nie mozna, tylko wgryzać się trzeba w tą ich skorupe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz