środa, 21 listopada 2007
Oby do następnego szkolenia, czyli lutego! Przychodzę do pracy, dyskutujemy o tym jakby tu zmienić i udoskonalić statu naszego przedszkola. W międzyczasie się je miłe śniadanko. Potem idziemy na salę gimnastyczną, gdzie jeszcze raz dyskutujemy nad tym planem ze wszystkimi, bo wcześniej robiliśmy to w grupach, a moja szefowa na bieżąco wprowadza poprawki do komputera, bo jest wszystko na ścianie pokazane. Potem obiad - generalnie sałatka, coś jak szwedzki stół. Trzy rodzaje zieleniny, do tego 25 innych dodatków do wyboru. Póki co zdrowo:-) Żeby sobie to popsuć wziołem do tego Colę. I po raz pierwszy dziś uswiadomiłem sobie, że muszę mówić po islandkzu bo przejebane. Jak ustalaismy regulamin to sobie normalnie po 20 minutach wyszedlem na neta, no bo co? Nic nie kpuje, a wyszukiwanie słówek, które gdzies tam kojarze, znudziło mi się po 20 minutach właśnie. Poza tym mój mózg więcej nie przyjmował a i tak nie wiedziałem o co chodzi. No i wtedy to odkryłem w naszej kanciapie takie zdanie ze zdjęciem. Każdy nauczyciel ma swoje zdanie, jakieś dwie pozytywne cechy, i do tego zdjęcie. Oczywiście moje zdjęcie mają tylko jedno, obrzydliwe, z nienacka zrobione na placu zabaw zaraz w pierwszy dzień, i zdanie też piękne: że jestem calm and nice. Oczywiście po islandzku. Powiedziałem im, że powinno być że jestem heartbraker of young hearts ;-)! No a wogóle to jaki mam być jak nie calm, skoro mówię ile mówię w ich ojczystym języku. Poza tym przy dzieciach byłem zawsze opanowany. A poza tym to jeszcze ze mna nie mieszkali chyba, wiec niech się lepiej nie wypowiadają ;-) Potem pojechliśmy inne przedszkola zwiedzać podzieleni na dwie grupy. Każda grupa do innych dwóch żeby się potem podzielić wrażeniami. Jedno przedszkole super, drugie takie średnie. Chodzi mi o sam jego wygląd w środku. nie będe tego opisywał bo generalnie to islandzkie przedszkola są budowane z myślą o dzieciach i wszystko jest tam pod nich. Poza tym te budynki są całkiem inne niż w Polsce. Nikt, kto tu jest parę dni na pewno nie zorientowałby się, że ten budynek na który patrzy to przedszkole. Parę spraw mi się wogóle dziś przemyslało. Po pierwsze w jednym z tych przedszkoli spotkałem i pogadałem z gościem, który jest islandczykiem. Taki typ, z którym z pewnoscią bym się zaprzyjaźnil. trochę za długie włosy i nieogolony zarost, spodnie za nisko i przy skłonie widać bokserki. no po prostu jak nie nauczyciel. I tak patrzyłem na niego i na te dzieci i widzę że mu to po prostu frajdę sprawia, że mógłby tyle innych rzeczy na tej wyspie robić, ale nie. i tu po raz drugi zrozumiałem do czego mi islandzki. Bo jakbym umiał po islandzku to, wierzcie mi lub nie, ale byłbym chyba najlepszym nauczycielem w moim przedszkolu. Ej, nie mówię, że ci inni sa źli, ale po prostu ja byłbym. Tylko brak języka mnie jeszcze ogranicza, bo nie potrafię wysłowić wszystkiego coc chiałbym im powiedzieć, no i wogóle nasza komunikacja taka trochę nie ten teges, więc mało szaleję i do takich prostych czynności się z nimi ograniczam. Tyle rzeczy mógłbym im pokazać, ale jak im je wogóle wytłumaczyć bez języka? Po drugie tu mi za każde wysłane szkolenie placą jak za nadgodizny, a w Polsce to jakbym zaczynał i dostał te marne 800zł to by mi jeszcze kazali się za to dokształcać, żebym mógłbym być tym nauczycielem mianowanym za 1200zł. A gdzie na chleb? :-) Ta praca też rewelacyjnych pieniędzy nie daje jak na islandkzie warunki, ale wiele ludzi tutaj by się zabijało za takie pieniadza za 8h dziennie i wolne weekendy. Bo to takie łatwe, proste i przyjemne i bla bla bla... poza tym! Yeah, right, ale niech bedzie. Potem koleżankę z Polski spotkałem. Pracuje w przedszklu na kuchni już 2 lata, nie narzeka. 2 lata i na żadnym kursie nie była bo szefowa dobra i się ze wszystkimi po angielsku dogaduje. No i to po drugie. Bo laska generalnie zdziwiona, że po 2 miesięcach tu jako nauczyciel już pracowałem, że mimo, że umiem dobrze angielski to na islandzki chodzę i że jakby na to nie patrzeć to 4 kurs teraz skończe. No i ona nie jarzy, że pracuje bo nikt nie chce, ale jak się rynek nasyci to się islandzki zacznie liczyć i że, bądźmy szczerzy, ale w oświacie tu niedobory, więc biorą wszystkich chetnych, bo kto się będzie męczył za takie pieniądze jak może robić coś innego za więcej. O wiele więcej. pracują tylko Ci co chcą. i może ona też by mogła, no ale nie wiem, że w papierach trzeba sobie kursy cały czas po pierwsze i najważniejsze potwierdzać. i ja nie mówie, że ona robi źle jak jej dobrze, ale po co potem to zdziwienie i tyle niepotrzebnych pytań? Po trzecie to fajne jest to, że po tym wszystkim poszliśmy na piwo lub dwa i to wszystko co się dowiedzieliśmy przedyskutowaliśmy. i że każdy myśli co by z ich przedszkoli wprowadzić u nas, a co jest wogóle nieporozumieniem. no że nikt tu nie mówi, że wszystko jest idealne już i cacy i każdy szuka jakiś nowych rozwiązań. że się ludziom chce, nie zasiedzieli się bo na panstwowym i byleby do emerytury. Że szefostwo to Twoi kumple i mogę powiedzieć do mojej będąc w innym przedszkolu, że nie ma wogóle dyskusji, ale ja też chcę taką kanapę u moich dziewczynek i że zjebała sprawę. A ona na to do mnie, że jak będe pracował po 10 godzin to mi kupi. Żadnego krzywego patrzenia czy coś w tym stylu. Tak każdy jakoś nie ma problemu żeby powiedzieć, że OK, ale nasze przedszkole to jeszcze nie ideał, ale zmieńmy to. Może dlatego to według jakiegoś ich rankingu jedno z najlepszych przedszkoli na Islandii i jedno z pierwszych jeśli chodzi o sukcesy w wychowywaniu dzieci dwujęzyvznych. Pełno jakiś nagród i dyplomów się tam u szefowej wala. Po czwarte ci islandczyc to biedni, bo w każdym przedszkolu połowa dzieci ma skosne oczy i przynajmniej z 4 Polaków jest. No to ja się pytam, ile tam jest rodowitych islandczyków? Czy choćby połowa? Oj, oni się szybko muszą wziąć za emigrację i za pomoc w jej integracji, bo ja nie wiem jak Ci ludzie się tu potem nie pozabijają. A może nie będzie tak źle, bo to pokolenie będzie już mówić normalnie po islandzku. I może wszyscy będa mysleć, że to eskimosi z Grenalandi :-) No ale tak jest. Tam w Polsce to sobie tak trudno chyba póki co jeszcze wyobrazić, że na przykład ma się dziecko w przedszkolu, gdzie prawie połowa dzieci ma ciemną karnację skóry. Ja uważam, że to jest zajebiste i jeśli będzie tylko mądrze kierowane to ten kraj może tylko na tym zyskać. Na różnorodności, innych kulturach, spojrzeniu na świat. Bo po mimo tego wszystkiego jesteśmy tak do siebie podobni. Ludzie. A wogóle to potem mojej wicedyrektorce, na jej własne życzenie zresztą, wyłozyłem różnice między charakterem Polaków a Islandczyków. I wyszło, że nie umieja okazywać uczuć i wogóle zamknij się Henry jak jesteś po dwóch piwach. Generalnie to różnić jest ho ho i troche. ale mam już własną tabliczkę w szatni na ubrania, więc chyba inwestują we mnie ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz