poniedziałek, 26 listopada 2007
Dzis rano powiedzialem kolezance z pracy PO ISLANDZKU ze byle w Blue Lagoon z kolegami z pracy z mojego klubu. A ona zrozumiala, ze przyjechal moj wujek z Polski i zabralem go do Blue Lagoon :-) Poza tym poznalem juz dzieci z ostatniej, czwartej czesci przedszkola. Nikt tam do mnie nic po angielsku nie mowi i czuje ze to jest bardzo dobrze. Kurde, jak tam mowia do mnie hiper wyraznie to naprawde czasami juz duzo rozumiem. Nie umiem odpowiedziec ale rozumiem, a wiem, ze na poczatku sie rozumie. Poza tym ci chlopcy inni sa niz tam gdzie zawsze bylem. O WIELE spokojniejsi. O wiele! Bylem bardzo zdziwiony. Rzucono mnie od razu na gleboka woda i kazano zostac z nimi na sniadaniu. A tu cisza spokoj, potem mala sensacja i dotykanie mnie calego i sprawdzanie, ze tu mu broda rosnie i tego typu sprawy nie do uwierzenia. Ale tak jakos za spokojnie sie zrobilo i sobie przed moja przerwa poszedlem do MOICH chlopcow, a tam od razu od wejscia krzyki i wszyscy do mnie leca i chca zebym im tam pomogl ubrac sie na dwor, cos ulepil, cos ulozyl, no jak w domu :-)Bo ja chyba tak mam, ze te dzieci co mnie bardziej i czesciej podkurwiaja lubie bardziej. Poza tym inaczej to nuda taka, a tam to ciagle jakies wyzwania i po angielsku ze mna rozawiaja. i jakos tak u siebie sie czuje, a tu znowu wszystko poznawac musze od poczatku. Zaraz mam isc na 25 minut na dwor pilnowac dzieci a tu wieje prawie poziomo! Przerabane! Poza tym musze jakos przykombinowac i jak nikt nie widzi ze stacjonarnego do Adama zadzownic ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz