Byłem dziś z Martą połazić po Netto koło domu i wypatrzyliśmy kiełbasę toruńską zwyczajną. Miły, polski akcent. Zwłaszczam że wczoraj mama mi się pytała czy tu kiełbasy mają, a ja nawet nie potrafiłem jej odpowiedzieć bo na mięso generalnie mało tutaj patrzę po sklepach.
Moim islandzkim mężczyznom wypowiedziałem dziś wojne po podwieczorku bo nie chcieli iść na czytanie bajki do innej grupy i mi się zabarykadowali za krzesłami. No przecież ja im nie poczytam, nie? A ten chłopiec co miał mi pomagać po angielsku bezczelnie do mnie, że to Islandia i mówimy po islandzku. No co prawda to prawda :-) Więc sobie wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza bo ja jestem boss i nikt mi nie pomoże, znalazłem sobie gwizdek, policzyłem do 30 spokojnie, żeby któregoś nie jebnąć czasem jak tam wejde. No i wchodzę do tej małej demolki i gwiżdżę tym gwizdkiem aż mnie w całym przedszolu słychać i drę ryja po islandzku, że do szerego zbiórka i cała ósemka (jezu, zostawili mnie z ósemką pyskatych pięciolatków!!!). No i dwoje się zebrało i poszli sami a reszta na rączki i jedni ryja drą w niebogłosy, a niektórzy poszli grzecznie na tych rączkach. No i musiałem sprzątać ten bajzel już po nich bo nie chciało mi się użerać żeby sami to zrobili. i wszyscy się patrzą na około i super, spox, zajebiście i że w końcu doszedłem, że nie ma się co użerać z nimi tylko ciągniemy za fraki i I am the boss. A potem już tak ładnie siedzieli i sluchali tej bajki i momentalnie mi przeszło i nie mogłem się na nich wkurwiać dłużej, bo mimo wszystko to kocham je już wszystkie nawet jak mi tak za skóre włażą i w autobusie mi się słabo robi od nadmiaru wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz