Rok kolejny z rzędu cały prawie kraj zamarł na trzy godziny, ulice opustoszały i wiatr zdawał się silniejszy niż zazwyczaj przez tą ciszę. Święto prawie państwowe Eurowizja przewinęła się przez kraj.
Islandczycy już od co najmniej tygodnia żyją tylko tym. Eyþór Ingi na okładkach gazet, a temat piosenek obecny na wszystkich przerwach w pracy. Nie wiedząc nic, nie oglądając nic wiem wszystko. Birna ma wtyki u jakiś ludzi "na górze" i wie, że wygra Azerbejdżan a na drugim miejscu będzie Dania. Co prawda było na odwrót, ale no serio, nigdy bym na to nie wpadł, że to może być tak, bo oby dwie piosenki do bani.
Zazwyczaj spędzałem ten dzień na balandze z Islandczykami, ale ten raz był wyjątkowy. Spędziłem go z przyjaciółmi Polakami. Niechętnie wybraliśmy się na miasto by obejrzeć finał. Co śmieszne każdy z tego samego powodu. Przecież musimy w poniedziałek umieć zabrać głos w pracy, nie możemy być aż takimi ignorantami. O islandzkiej piosence nawet nie wspomnę, bo nie ma co. Ale ten konkurs był wyjątkowy. PO RAZ PIERWSZY jakaś piosenka tak na prawdę mi się podobała:
Anka mówi, że jebnę bo to takie w klimacie Garbage i na pewno mi się spodoba. No bez przesady, ale daje radę.
W Polsce tego nawet podobno w TV nie było. No cóż, to kraj to obyczaj i ja na prawdę nie żartuję.
1 komentarz:
Dawno tu byłem. Cztery lata będą, a nadal jesteś i piszesz. Poczytam jeszcze raz. Raz chciałem wydrukować wszystko i oprawić i mieć pod ręką, bo tak warto było.
Prześlij komentarz