Mieliśmy wczoraj w kraju mały sztorm i zamówioną wizytę w kręgielni. Byłem święcie przekonany, że skoro ulica przy morzu jest nieprzejezdna, bo wiatr nadmuchuje tam wodę z oceanu, a w centrum wyrywa dachy z domów, to jednak obejdziemy się bez tej imprezy. Ale jednak nie. Po całym dniu walczenia samych z sobą co bardziej alkoholowe osoby zadecydowały, że jednak jedziemy do stolicy. Na nim nam wiatr i ostrzeżenia by bez potrzeby nie wychodzić z domu. Po dwóch drinkach dżinu zdecydowałem, że jestem wstanie wsiąść do malutkiego samochodu Hrund i udać się do miasta. Byłem w tym stanie ogólnego wyluzowania, tak jak podczas spadania samolotem zostaje Ci podany tlen żebyś się wyluzował przed krachem. Tak ja byłem całkowicie również w błogim stanie. A że Hrund i Hugborg są rozmiarów też takich sobie, więc moje obawy i Evy rozwiały się jeszcze bardziej. Ajsland jest opanowana przez turystów bo trwa Erłejws. Całe to szaleństwo gdzie nie pójdziesz, gdzie nie spojrzysz zwłaszcza Amerykanie. Iceland Excursion organizuje nawet specjalnie wycieczki autokarowe, które zabiorą Cię w najbardziej idiotyczne miejsca- bylebyś tylko był szczęśliwy i wydał swoją kasę. I tak większość Amerykańców zaczynała swój wieczór pełną wycieczką na kręglach na przykład.
Na nasze szczęście pomylili nam w Restauracji dni rezerwacji i każdy z nas dostał gratisowego drinka. Sprawa to poważna bo Islandia mała i moglibyśmy zrobić im złą reklamę, a każdy drink to minimum 50 zł, więc fajnie było być tę kasę do przodu na początek wieczoru. Musimy chyba robić tak zawsze. Zamawiać na sobotę i przychodzić w piątek ściemniając, że to oni się pomylili i że to skandal. Vegamót to po islandzku skrzyżowanie ulic a restauracja z tego taka średnia. Żarcie w cenie drinka i dużo. Dużo przed piciem znaczy czasami dobrze. O 21:00 ruszyła tradycyjna, doroczna sprzedaż świątecznego piwa. Dla mnie nic specjalnego, tylko drożej i procentów więcej, no ale jak nie skorzystać z okazji. O 21:02 miałem już takie piwo na stole. Pięć minut później Asta poszła na dwór jarać i wyczaiła świętych Mikołajów chodzących z tymi piwami koło knajpy, więc lekko wstawieni poszliśmy odebrać co nasze. Mikołaje nie mieli nawet za zła, że wzięliśmy więcej niż po jednym piwie i że jeszcze chcieliśmy zdjęcia. Zupełnie jakby wszystko w tym dniu rozdawali za darmo na Islandii.
W kręgle jestem kiepski, zawsze zbijam wszystko na początku, by w ostatnich kolejkach nie trafiać nic i wszystko spieprzyć. O wiele lepiej idzie mi za to przekonywanie ludzi do złych rzeczy. Głowę moją aktualnie zaprzątywała myśl, że jednak ten wieczór nie może się tak skończyć. Hrund jest początkującą alkoholiczką, jest jak obrazek wyjęta z tych programów "Bądź seksi" pani Jillian, która jednak podobno nie jest doktorem. Niestety dzisiaj jej zadaniem było nas wozić, więc najchętniej to by nas odwiozła po tych kręglach do domu, żeby mogła w domowych zaciszu spałaszować już to Jóla Bjór. Niestety w głowie mojej i Brynjara rodzi się już całkiem inny myk. Namawiamy Evę, żeby poszła z nami na bezpłatny Airways, że przecież my tu do tej reszty nie pasujemy. Z całego tego zamieszania spędziłem z Brynjarem przed kręgielnią poruszając te wszystkie sprawy i mieląc po raz kolejny to co omawiamy zawsze po pijanemu. Zawsze. Nigdy na trzeźwo. Wtedy to chyba nie wydaje się aż takie ważne i zabawne. W tym czasie reszta w środku kończy piwo i decydujemy się jechać do domu. Niestety nikt nie zna mnie z tej strony jeszcze tam dobrze i kończymy w barze u nas na wiosce. Bardzo trudno jest mi odmówić mam ten szczególny dar przekonywania do głupich rzeczy. I to działa dopóki ludzie się nie zwiedzą, że to dar. Bo wtedy już przestaje działać. W między czasie okazało się, że inni tez jednak skręcili z drogi domowej i udali się za nami. Więc impreza trwa nadal w komplecie. Znajome twarze mnie onieśmielają. Zalety i wady wiejskich barów. Zawsze zastanawia mnie ile słów potrafi wystrzelać z siebie Brynjar na minutę po jednym piwie. Nigdy, przenigdy nie przestanie mnie to zadziwiać. On dostaje ataku ADHD. Wspaniale się wzajemnie wtedy uzupełniamy. Jesteśmy przez całą noc perfekcyjnymi braćmi, najlepszymi przyjaciółmi, wspaniałymi kochankami, kompanami do libacji, wybawicielami z kłopotów, kontrolerami własnych idiotyzmów, alfą i omegą, jing i jang. Ja tłumaczę mu, że nie wolno całować Ellen na oczach swojej dziewczyny, że w ogóle nie można tego robić i że ma szczęście, że tylko my w czwórkę wiemy o tym skandalu, on z kolei podpuszcza mnie że to jest nie możliwe i właśnie w tej chwili TO staje się możliwe. Analiza wszystkich znaków zapytania, proces nieunikniony, rozpocznie się dopiero jutro. Dziś dzieje się to. Z grupy tylko my zostajemy do końca. Jesteśmy dosłownie sprzątnięci z klubu po zakończeniu imprezy za pomocą miotły. Idziemy do mnie skończyć się kompletnie po raz kolejny analizując dlaczego NY DÖNSK to super zespół jest i będzie i co on takiego widzi, nie on pierwszy, w Piotrze Gabrielu. Ju tub szlaje na całego, zaczyna świtać, a w listopadzie świta na Islandii późno w dzień. Pan z gazetą już dawno był. Właściwie to przyszedł do domu razem z nami. Brynjar nie pójdzie już do domu. Dopiero później z wielkim bólem głowy. A ja zostanę z tym nieodpartym wrażeniem, że chyba jesteśmy już coś więcej niż tylko znajomymi i że gdybym urodził się na Islandii, tu w tym mieście, pewnie bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi od dawien dawna. Zabawne jak ślepy los rządzi życiem człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz