Jeszcze wczoraj Maja mnie uwiadamiała że Ég vinn í leikskólanum, a nie á leikskólanum, bo przecież pracuję w środku, a nie na dachu. No ale ja to sprawdziłem wszystkich dostępnych mi podręcznikach i wychodzi mi że á leikskólanum, więc drę się dziś na nią, że już nią będę tylko po angielsku rozmawiał, bo ona sama nie umie i mi wszystko mili. Więc najpierw się jeszcze wypiera, że myślała, że chodziło o to, że gdzie my teraz jesteśmy. Nie przekonuje mnie to, więc jej mówię, że nie umie islandzkiego. Spór to wywołało na cały zakład i się ze mną kłócą, że można tak i tak, moje dosadne NIE wywołuje salwy śmiechu i już nikt nie wiem z czego się śmiejemy- czy z tego że ja mam rację, czy z tego że to ja ich uczę na nowo islandzkiego. Maja z drugą pomyłką w ciągu jednego dnia pogodzić się nie może, a ja tylko i ja podkurwiam, że bla bla bla bla i na zakonczenie i Ég vinn í leikskólanum. Śmieje się, stara się mnie przekonać, ale co się kogoś dopyta, to to jeszcze bardziej maci sprawę.
Na obiad była pizza, a 60 minut wcześniej na przerwie to, co nie zjedliśmy wczoraj na zebraniu, bo w końcu brakło czasu. A więc lazania, zupa pomidorowa, plus chleb, plus wszystko do chleba, sałatka, ciasto i cała reszty- szwedzki stół niczym na weselu. Kryzys nas nie tyka, dzieci w Afryce z głodu umierają. Takie obżarstwo to jakieś nieporozumienie. I nie wiem czy ta reszta się już zmarnowała czy jeszcze będziemy jutro ją kończyć. Bo od tego wykładu staliśmy się bardziej ekologiczni, więc może. Już od pierwszego dnia mamy osobny, zielony pojemnik w każdym oddziale na resztki z jedzenia. Innych pomysłów co nie miara- że może każdy dostanie swój kubek na cały dzień z imieniem i będziemy je myć tylko raz dziennie. Już sam teraz nie wiem jak ja się do tak ekologicznego trybu życia przestawię. Pan za rok powinien być z nas dumny.
Poszedłem z Olim na fajkę przed budynek, dostaliśmy zjebkę, ale taką islandzką, nie polską. Że jak chcemy palić to tam, za górką jak nikt nie widzi, a najlepiej to rzucić, a mi to już chyba kompletnie odbiło, bo mi się nigdy w pracy palić nie zdarzyło (to nie prawda, z dwa razy mi się zdarzyło). No i dziś tak wyszło że idziemy razem na przerwę i już nas z daleka widać, że idziemy i już z daleko że MI nie wolno. W sumie i tak nie miałem zamiaru, my po prostu tylko szliśmy tak razem przez przypadek. Ale jakby mi się zachciało to na wstępie zostawiłem pozbawiony wyboru. Oli do mnie, że ona jak moja mama. Gdyby on tylko wiedział ile w tym prawdy co mówi. Ona od samego wyjazdu mi tu matkuje na zastępstwo.
Jarzębina spadła. Koniec. Basen na zewnątrz w wichurę ma swój nieodparty urok. I nikt mi nie łazi z piwskiem jak w blu lagun. Bleeee. Jak ta woda ma mieć właściwości lecznicze jak ona wymieszana jest z tymi wszystkimi napojami????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz