Ostatnie kolejki w hipermarkecie. Dłuuugie, chyba nawet dłuższe niż przed Świętami. Przecież jest kryzys, ci ci ludzie wyprawiają? A mi tylko chleb trzeba. Trzeba coś jeść do ich ponownego otwarcia. I cole mi trzeba do rumu na jutro. I po to wszystko wpakowałem się w szał zakupowy. znowu mnie ktoś przepuścił gdy zobaczył moje zakupy. Być islandczykiem we własnym kraju...:) Przychodzi pani do kasy i się pyta przy której kasie się ustawić, żeby odebrać książkę za kupon. Tajka nie jarzy nic. I nie jarzą przy wszystkich 10 kasach. Oj jak się na wkurwiała, że się dogadać nie można we własnym kraju. I w sumie to ma rację. Tylko niech znajdzie jakiś Islandczyków chętnych do wykonywania tej pracy, a problem się sam rozwiąże.
W sklepiku moim tak zwanym osiedlowym czuje się jak w domu. To taki sklepik chyba nie w rozumieniu naszym, ale tak go sobie już nazwałem. Bo artykułów spozywczych jako takich tam nie ma. Ale fajki zawsze. Oprócz dzisiaj. Wszystko mu zeszło przed nowym ROkiem i nie może się na dostawę doczekac. Każe przyjść potem. Ale potem mi się nie chce. I mówię mu, że to już ostatni tu przychodze chyba wogóle bo rzucam palenie w Sylwestra. Hahaha. A szkoda będzie. Przyzwyczaiłem się do tej nieznajomej ekipy tam przesiadujacej całymi dniami.
Więc poszedlem przepłacić w całodobowym 10-11. I mozna inaczej. Tak tez się da. Pani przy kasie na 100 Polka. Taka po 50-tce. Widać, że równa baba. Pierdoli cały system, niepoprawnie, ale nawija do wszystkich na około, głośno, wyraźnie, ale jak większość przy kazie. "Czy to wszsytko, reklamówkę dać, karta nie działa". To mnie też dziarsko dobry wieczór, ja dziarsko dobry wieczór, że Marlboro ran, ona mi strzela cenę z tym typoow polskim, uroczym kacentem (tymbardziej uroczym, że miała go totalnie w dupie), w grubym czy miękkim, opakowaniu, a może z limited edition. Ja już zgłupiałem bo zazwyczaj nie muszę się przy tym produkować a po pytaniu czy w miękkim czy twardym, zawsze się wydaje, że nie umiem po islandzku. hahaha. ale i ja i ona idzimey dalej w zaparte i po islandzku, że w sumie to mi to wali w jakim, więc mi wali, ale moja karta zakupowa nie działała (pewnie już całą kasę wydałem) i mówiła mi że pieniądzę nie przyszły, czy może jeszcze raz. Więc ja mówię, że OK i odchodzę po drugim razie. A ona do mnie, czy mogę oddać fajki, więc jak nadal w zaparte po silandzku dlaczego. Ona do mnie, że pienieądzę nie przyszły, więc wyciagam inną kartę. I tak się fajnie po tym wszystkim poczułem bo to jest wyjeb... w kosmos rozmawiać z Polką po islandzku. W sumie to nawet nie wiem czy ona była z Polski. Ale raczej na 98%. I Islandczycy też sterroryzowani po islandzku, od razu milej. Miałem przed oczami dosłownie tą sławną, polską panią Basię z intenretu. To się nie da opisać. Po prostu zero pierdolenia się, zero wstydu i chuj. Jakoś wyjdzie, jakoś się pogadamy. naprawdę bardzo optymistycznie. minut 12. Niechże trochę zelżeje do jutra. Indyk u Eyglo. Już mi się chce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz