Trochę mnie kusiło, żeby pieniadze do Londynu zabrać jeszcze z Islandii, ale miało być już wszystko OK z wypłatami i wogóle człowiek nie miał czasu iść w tygodniu do banku czynnego do godziny 16.00. No i pojechał tak w nieznane, wylądował na Stansted, udał się do bankomatu, a tam nic- "proszę się skontakotwać ze swoim bankiem". Karta debetowa, kredytowa, nic. 3 funty w kieszeni z poprzedniej wizyty, byloby ironią losu utknąć 3 dni na lotnisku. No więc idę kupić bilety, udaję głupiego, nie mogę z panią się dogadać na kiedy to mi ten bilet powortny na lotnisko potrzeba z Victoria Street, ale jakoś się to kręci i przychodzi czas płacenia. Wkłada pani kartę do czytnika i nic. Error. Patrzy już na mnie podejrzanie. Jeszcze raz. Nic. Ogląda tą kartę. Error. Tak, z Islandii ta karta. No dobra, okradliśmy trochę Twoich ziomków, ale nie patrz tak na mnie, ja tam tylko mieszkam, nawet nie jestem Islandczykiem. Błagam o ponowne spróbowanie. Już się pocę. Wzywam boga jeśli istnieje. Poszło. Przynajmniej coś mi się w życiu wyjaśniło. Uradowany swoim biletem lecę jeszcze raz do bankomatu, może teraz się uda. O jakież było moje zawiedzenie. Raz, drugi, trzeci. Karta debetowa. Nic. To może tak po 10 funtów. Poszło raz, drugi, trzeci. To może teraz 20 funtów. Brak pokory gubi mnie. Nie da się. Chcę wrócić do 10 funtów znowu, ale udalo się już tylko raz. Ale i tak spox. 40 funtów z kieszeni- opłacę nocleg i najwyżej umrę z głodu.
I to jest wszystko mega śmieszne, bo niby tak na Islandii nie lubią Polaków, ale tak personalnie nic mnie tu złego prosto w twarz w sumie wielkiego nie spotkało. Dopiero musiałem do Londynu jechać po kryzysie, żeby się rasizmu od Anglików nauczyć udając Islandczyka. Wszedłem do sklepu NEXT. Mamy taki też tutaj. A tam przeceny- 10, 20, 5 funtów. Dzizes Krajst. 100 funtów to jakieś wtedy 17000ISK. Liczę szybko i wniebowzięty stwierdzam, że mogę sobie 10 rzeczy kupić po 10 funtów! W Islandii jedna bluzka kosztuje może 7000- 10000ISK, nie mówiąc o kurtkach w cenie około 20000ISK najmniej. Jednak nadal ten Londyn tani. Żeby tak się móc obkupić za mniej niż 1/10 swojej pensji. No ale się niestety nie obkupiłem. Wziąłem te 10 rzeczy do przymierzalni, pani mnie pilnowała, potem do zapłaty i... mi karta nie przeszła w sklepie... Nawet za piątym razem. wysoki, napakowany murzyn w formie ochroniarza patrzy na mnie jak na terrorystę. Ja naprawdę tylko mieszkam na Islandii i dlatego mam islandzką kartę. I nie ukradliśmy wam tych pieniędzy, po prostu nie mogliśmy oddać w tym momencie w którym prosiliście. A może to już nie tak było. Już sam teraz nie wiem. To straszne, ale to wstyd być teraz Islandczykiem. Nie omieszkałem wszystkiego na miejscu opowiedzieć, niech sobie nie myślą. Dobrobyt się skończył. Dobrą opinię będzie trzeba odbudowywać latami.
A londyn jak tam Londyn. Słoneczko od samego rana i świergające ptaki. Taka mała rzecz a cieszy. Tu cisza. Tu pustka. Jakby przyroda umarła i miała się nie obudzić (aż do kwietnia). Zoo w Londynie nie takie wielkie jakby się mogło wydawać, ale wiele zwierząt jest wprost na wyciągnięcie ręki, co wydaje mi się wspaniałe. Przywitanie Nowego Roku w China Town, róbta co chceta w Soho, próba pokonania przeszkód by w końcu przejechać się metrem. I ludzie, multum ludzi, z każdego zakątka świata i jest to takie piękne, że można się popłakać jak to wszystko ze sobą współgra i koegzystuje. Wiele prac "z kraju bez kultury" w Tate Modern (za to żadnej islandzkiej ;-) ). Londyn może Cię zabić swą wielkością i wyborem, ale ja wiem, że zaraz bym się tam odnalazł. Tylko tyle rzeczy by stąd brakowało. Woda brudna tak samo jak powietrze. Hałas. Jedzenie paskudne. Tutaj naprawdę wszystko jest pyszne i bez pestycydów. No i żyje się o wiele prościej i na wyższym standarcie. Naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz