Długa przerwa. 12.00 - 12.30; Ja dyżur na dworze. mój ulubieniec Kristjan, a jakże, pojawic się musiał. Jak zwykle zapłakany, ktoś go popychał- żywcem wyjety z przedszkola 8 latek. Bez niego ta praca straciłaby swój koloryt. Jak zwyklę za ręke i spacerujemy. Idą dwie panny, takie może 10 - 12- letnie, ale trudno określic, bo te islandzkie dziewczeta nadzbyt poważne jak na swój wiek. Rozmowa, oczywiście po Islandzku. Ja, ona na przedmian, koleżanka słucha:
hi
HI
czy jesteś tutaj nauczycielem?
TAK, JESTEM. GRUNSKOLAKENNARI.
mówisz po islandzku?
MAŁO...
to jakim cudem możesz tu byc nauczycielem?
PRACUJĘ Z POLSKIMI DZIECMI.
potrafisz nauczyc ich islandzkiego?
HA?
potrafisz nauczyc ich islandzkiego?
CZY POTRAFIE... ???...
c z y p o t r a f i s z nauczyc ich islandzkiego??
A, NIE. NIE. UCZYMY SIĘ PO POLSKU.
tylko po polsku?
TAK.
a, ok.
Jedna z wielu takich dyskusji, jestem generalnie szkolną sensacją i walczę :-) Walczę ze świętym przekonaniem, że mogą zrobic przy mnie wszystko bo ich nawet nie opierdolę. Oj, tak słabo to z moim islandzkim nie jest. Tymbardziej że praca pierwsza taka, że akurat w opierdalaniu islandzkich dzieci mógłbym napisac już pracę magisterską ;-) Wogóle przestawiłem się już na islandzki tok myślenia szkolny, że teraz nie wiem jakbym się w polskiej szkole odnalazł- bo jednak jest inaczej. dla kogoś kto nie o tym zielonego pojęcia islandzkie dzieci to tylko banda rozpieszczonych bachorów którym na wszystko się pozwala. Ale to naprawde WIELKIE, wielgachne uproszczenie kogoś, kto patrzy na Islandię przez pryzmat polskiej mentalności i rzeczywistości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz