Jestem właśnie na lotnisku w londynie. do odlotu do Polski mam jakieś 5 godzin, więc tak sobie pomyślałem, że popiszę trochę bo co z nudów robić. Gazetę "Q" miałem sobie kupić, ale chyba 4 bridisz pałnds szkoda, żeby przeczytać jak to Madonna nie chce odpowiadać na głupie pytania, a Goldfrapp to nowe wcielenie Girl Power. Colę wypiłem co miałem w proteście nie pić i się z opakowania dowiedziałem, że właśnie zaspokoiłem 67% mojego dziennego zapotrzebowania na cukier i sól, a do tego kanapkę zjadłem z wieloma E, co sprawiło, że dzienną zalecaną dawkę soli mam już dawno za sobą. No ale cofajmy się dlaej w przeszłość. Klub mój na nowo otwieraliśmy, bo właściciela dwa razy zmieniliśmy. Ten ostatni nam nie zapłacił, porobił jakieś przekręty, spieprzył do innego kraju, no i teraz związku zawodowe ściagają go żeby nam pensję za luty powypłacał. Ja jestem zdolny i za styczeń też nie mam zapłacone, ale to moja wina troche i troche nie. Nie taka Islandia świeta jak o niej piszę. Najpierw się niby nie logowałem do komputera w styczniu, tylko że nikt mi od października nie że jest jakiś komputer. Zawsze mu na kartce moje godziny przynosiłem i było dobrze. No ale nic myślę sobie. Co się odwlecze to nie uciecze i zapłaci mi w lutym. No ale w lutym był już inny właściciel jak się okazało, który nie zapłacił już kompletnie nikomu. Nikt normalny by dalej w takim miejscu nie pracował, i ja też nie miałem, ale się okazało, że teraz właścicielem będzie mój menadżer i tym sposobem jako jeden z niewielu dobitków zostałem, przy czym zastrzegłem sobie, że wiem gdzie mieszka, wiem jaki ma samochód i go zabiję jak mi nie zapłaci. No i tym sposobme klub na tydzień zamkneliśmy i mieliśmy remont. no i chodziłem i pomagałem. Zebrania po islandzku, ale to nic bo nawet wiele rozumiałem co się sam sobie dziwie. Szkolenie na barmana miałem, ale pieprze to i na pewno nie chcę, bo to wcale takie fajne i proste nie jest, zwłaszcza jak ktoś się zaczyna w wieku moim przyuczać. To prawie jakby zacząć się baletu uczyć. Poza tym islandzkiego nie znam i z tymi pijanymi mordami użerać mi się nie chce o jakieś darmowe drinki bo znają właściciela. Tak mam ciszę, spokój, bezstresową pracę, kluczę do wszystkiego- jednym slowem prawa ręka menadżera ;-) Na szkoleniu też było śmiesznie, bo się mamy zacząć uczyć drinki robić, a wszyscy samochodami przyjechali. Jejku, nawet sobie nie zdajecie sprawy jak ja bym ich szkolił gdybym tylko islandzki znał. czasami wkurwiają mnie na maksa- jak jeżdzą smaochodami bezmyslnie i bez kierunkowskazów, jak dzieicom na wszystko pozwalają, jak stają zawsze tam gdzie najwięcej ludzi chodzi. no po prostu... Darłbym się cały czas. Ja im dam bezstresowe życie! No i wyszło na to, że ja te drinki musiałem testować- polisz wajking ;-)... Potem jeszcze przy sprzątaniu po pracy pomagałem. najpierw kible wyczyściłem, a potem z moim menadżerem zarówki w suficie wymieniałem. Polegało to na tym, że ja stoję a on wymienia. no ale i tak zawsze coś. Bo jak się islandczycy dowiadują, że jakby tak może pomóc trochę to wszyscy jakoś bardzo zajęci i nikomu się nie chcę. Tylko ja taki głupi się produkuję za darmo i siedzę. Ale wiem, że prędzej czy później to się opłaci. Poza tym to wszystko miało sens. Poraz kolejny moja filozofia się sprawdziła, że nic nie dzieje się bez powodu i że obojętnie czy coś dobre czy złe, miałem właśnie tam być w tej chwili i w tym czasie i tego doświadczyć. Bo tak sobie gadamy i nagle okazuje się, że mój menadżer prawo studiował i specjalizował się w prawie polskim, bo Polska akurat do Unii Europejskiej wchodziła. No i tak go ta Polska zafascynowała, że potem jeszcze przez 2 lata w Londynie literaturę polską z prof. Senyszyn studiował i Wisława Szymborska to jego ulubiona poetką i "Lalkę" czytał i zrobił mi o niej taki wykład, że nie wiedziałem gdzie się podziać. Bo w tym wszystkim to nie o to chodzi, że on coś tam o Polsce wie. Tylko że wie dużo i ma własne przemyślenia, a nie jakieś wyklepane książkowe regułki. Potem go prof. Senyszyn do Krakowa na pół roku wysłała, żeby studiował i w 2001 roku mieszkał w akademiku "Zaścianek", no i generalnie to ja do tej pory nie wiem co mam z tą rozmową zrobić, bo to normlanie było jak między słowami wszystko i zmieniło to moje życie, tylko jeszcze nie wiem. Wogóle całkowicie inaczej na swój kraj spojrzałem, bo on tak Polską zafascynowany jak ja Islandią. I tylko mu żal teraz i ma na nas nerwy, bo musi nas przed wszystkimi islandczykami tłumaczyć, że my naprawdę wspaniałym krajem jesteśmy i wpsaniałą histrorię i kulturę mamy, bo większość islandczyków po naszym zachowaniu tutaj, wyobraża sobie, że my to chyba z jakiegoś kraju 3 świata jesteśmy. A i tak to wszystko może mało zrozumiane być jeśli się tej dyskusji nie słyszało, bo on nawet takie same spostrzeżenia i wnioski ma na temat Polski co ja, i mało ludzi podziela moją opinię, co też mnie wgniotło w ziemie, że usłyszałem to od niego. No i od tej pory to już wogóle dwie jego ręce jestem i po islandzku do mnie napierdziela. A tak na marginesie, jak się już przestałem wzruszać, to dobrze gdzieś za granicą pomieszkać jakiś czas, bo nawet jeśli nie pieniądzę to zawsze się zobaczy jak inni żyją, jakie mają zwyczaje, i wogóle jakiś taki dystans się ma i wiedzę i doświadczenie. i to nie tlyko to zawodowe co dane jest nielicznym. Po prostu jak ktoś chce to może wiele róznym rzeczy z tego wyciągnąć dla siebie bezcennych. i szkoda mi tych wszystkich ludzi co całe życie tylko w jednym miejscu mieszkali bo nie będą nigdy wiedzieli co tracą. Zwiedzanie to juz nie to samo. To tylko wycieczką gdzie widzi się zazwyczaj tlyko dobre strony i nie ma się czasu poza tym żeby poznać kraj dogłębnie. No ale wzruszeń dość.
Poza tym z Mają Pają już dawno samochód mój kupiliśmy. Płytę CD w sklepie chyba czasami dłużej wybierałem niż ten samochód. I wyszliśmy z tego slaonu i napierdziela się ze mnie, że jesteśmy crejzi, bo właśnie kupiliśmy samochód nic prawie o nim nie wiedząc, a ja do niej żeby się zamkneła już teraz. Ale dzięki bogu jeździ i ma się dobrze. i tylko Tora u mnie w pracy na mnie dziwnie patrzy bo myśli że ja z polskiej mafii jestem i już nie wiem czy śmiać się z tego czy płakać... Wypoczywać teraz jadę. Pisać mi się po prostu nie chcę. naprawdę nie mam czasu. Rewolucję małą mam wprowadzić w moje życie po powrocie 7 maja. nie wiem co z tego wyjdzie i czy dobrze robię, bo ta zmiana na pewno finansów mi nie przysporzy, ale z drugiej strony trzeba iść do przodu nawet jesli na poczatku ma się trochę mniej. To też jedna z tych sytuacji co podpada pod moją filozofię. nie spróbóje to się nie dowiem, a co ma byc i tak będzie.Także bedzie wesoło i ciężko i chcę na to wszystko siły nazbierać i wszystkich już zobaczyć i dzieci moje i psa i rodziców i do sb tylko czekam jak Marta i Dominik do mnie przyjadą. Tlenofon to genialny wynalazek. niby nic a prawie zawsze mogę mieć wszystkich przy sobie. CU in Iceland on 7th May :)
A "Q" i tak upiłem:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz