Zadzwoniłem dzisiaj do mojej szefowej z życzeniami bo się przy okazji pochwalić musiałem, że zrozumiałem co mi na maila życzeniowego też odpisali, co końca prawdą nie jest, bo mi Kinga pomóc musiała :-) Jeszcze jutro raz, do samego przedszkola zadzwonić muszę bo się już zobowiązałem, tylko może już jakoś tak cichaczem to zrobię, bo moja nadal przyzwyczajona, że minuta z 10zł kosztuje, co oczywiście prawdą nie jest, ale już przynajmniej wiem po kim mam zawsze racje. No i tak mi się moje lata edukacji przypomniały z tego wszystkiego, bo dzień taki nudny, kaca po wczoraj leczę i na jutro siły zbieram i tak mi z tych nudów, które przerwałem tylko żeby choinkę ubrać i jak zwykle co roku z rodzicami się o wszystko przy tym pokłocić, tak sobie książkę czytałem i o tej edukacji właśnie myślałem. I jeszcze o tym, że mój kolejny ambitny plan legł w gruzach i jak tylko "Ja Klaudiusz" do wyjazdu skończę czytać to powinienem być z siebie dumny. Bo ja już pominę fakt, że moje przedszkole siłą rzeczy inne być musiało, ale tak narzekam czasami na tych moich chłopców urwisów, ale jak tak sobie przypomne, to chyba ja mojej pani jeszcze gorzej o nerwicę przyprawiałem. Poza tym seksualnie niewyżyty byłem i moim młodym koleżanką pod kiecki zaglądałem. W kiblu się z nimi umawiałem i miałem decydować, która pierwsza ma majtki ściągnąć. Matka jednej dziewczynek raz, jak się do domu ubierałem i moja mam nie słyszała, powiedziała mi, że jak nie przestanę dokuczać jej córce to mnie do sądu poda i pójdę do więzienia. Teraz wiem, że żartowała, ale wtedy bardzo to przeżyłem i starsznie się bałem, że mnie od mamy zabiorą i gdzieś zamkną. Tak okropnie się bałem, że nic mamie nie powiedziałem, ale z perspektywy czasu to może źle zrobiłem bo ta baba chyba niezrównoważona psychicznie była, że mi w wieku 5 lat takie rzeczy mowiła i psychicznie molestowała i może to ona by siedzieć jeszcze za takie coś poszła. Tymbardziej, że ja tą Martę raz tylko za włosy pociągłem i tyle. Jaki ja starszny byłem to mi koleżanka co ze mną do przedszkola chodziła z jakieś 2 albo 3 lata temu poopowiadał i wszystko przypomniała. Pierwsze 3 lata podstawówki uważam za całkowicie stracone. Ja się tam po prostu nudziłem. Nie chodzi, że byłem jakoś specjalnie uzdolniony, ale czytać w wieku 3 lat już umiałem, czym przyprawiałem dziadka o dumę na całej ulicy 20 Starconych i spraszał so siebie kolegów żebym im program z gazety czytał. Pamiętam jak dziś ten śmierdzący, brązowy papier i dennie wydrukowany program. Bo takich gazet kolorowych z programem jak teraz nie było. Nie nawidziłem dziadka jak mi tak robił i kazał czytać na zawołanie przy obcych ludziach, żeby podbudować swoje ego, więc często robiłem mu na złość i udawałem, że wcale nie umiem czytać tak płynnie i specjalnie się jąkałem czym doprowadzałem go wręcz do trzęsawek nerwowych, co mnie wtedy strasznie bawiło, ale nie powinienem tak robić bo dziadek już generalnie chory wtedy był. Ja wtedy miałem już "ała" na punkcie muzyki, więc dziadek mnie tylko zaklinał, że jak chce już tym piosenkarzem zostać to żebym tylko nie był jak ten skrzypek Kulka, tylko coś bardziej rozrywkowego robił. Ja do tej pory za Chiny nie wiem co to za skrzypek ten Kulka. Pierwszą kasetę magnetofonową kupiłem w wakacje przed rozpoczęciem pierwszej klasy podstawówki. Taki starszny, kiepsko nagrany pirat zespołu KAOMA z wielkim hitem "Lambada". Dałem za nią całe 10000zł i było to o tyle zabawne, że nie miałem jeszcze magnetofonu kasetowego, tylko taki szpulowy gdzieś u mojej babki przez moją mamę z lat dziecinnych zostawiony. Zakup ten zrobiłem będąc na wakacjach u babci, czym omal nie doprowadziłem ją do zawału, jakbym conajmniej gazetę porno kupił. Ale potem rodzice kupili mi już magnetofon i byłem uzależniony od kupowania kaset, więc jak jakąś chciałem mieć, co zdrazało mi się dość często i na co szły wszystkie moje oszczędności, to potrafiłem wywołać u siebie autentyczne bóle głowy i najprawdziwszą w świecie gorączke. I dziadek kochany się wtedy nademną zawsze litował, czym denerwował rodziców, i mi na tą kasetę dawał. Pierwszą oryginalną kasetę kupiłem zaraz pierwszego dnia jak nielegalne stały się zakazane. Była to "The real thing" 2 UNLIMITED. Całe 60000zł kosztowała! Z tego zakupu pierwszego też bardzo długo się tłumaczyć musiałem, tym razem tacie, który z pasją maniaka twierdził, że te wszystkie piosenki to sobie z radia nagrać, no a ja ma na to, że to nie takie proste bo tam pan na liście "Hop bęc" ciągle coś napierdala na początku, w środku i na końcu piosenki z tym swoim radiowo niepoprawnym, zmanierowanym głosem, więc co to za radość z takiej piosenki? Także czasami zdarzało mi się kupowac kasety po kryjomu, żeby ich już nie denerwować. Jejku, ile ja na to kasy przez całe życie wydałem... Ale nie żałuje. Pierwszą oryginalną płytę kupiłem w 1998 jak mi rodzice kupili wieżę. No byliśmy w tym Makro, wieża wybrana, no to jakiś kompakt by pasował żeby wogóle sprawdzić. Oczywiście wybór marny był i jeszcze sobie wybrałem jakąś tandetną zagraniczną, ale mama zobaczyła cenę 58zł i kazała wziąć polską bo były po 28zł. No i staneło na Kasi Kowalskiej, która była wtedy "Pełna obaw" i może dzięki temu nagrała najlepszą płytę w swoim dorobku. Już myślałem, że jej wtedy tak rockowo i niemalże niebanalnie zostanie, ale jakież były moje rozczarowania z każdą następna jej płytą... No więc jak już pisałem idąc do pierwszej klasy podstawówki czytałem na poziomie siódmej klasy, pisanie i ortografia, choć trudno uwierzyć, też nie sprawiały mi wtedy jakiś większych problemów, nawet matamtyka była łatwa i nigdy nie mogłem pojąć jak ktoś może mieć problemy z liczeniem wszelkiego rodzaju do 100. Ale tarczy wzorowego ucznia i tak mimo tego nigdy nie miałem, bo z racji z tego, że się w pierwszej klasie nudziłem i czasami wręcz nie potarfiłem tego ukryć, to mnie moja pani lubiła. i wiem, że to zabrzmi jakbym się bardzo żałił i jakby mnie to do tej pory bolało, ale jej zachowanie było bardzo niepedagogiczne i była po prostu zupełnie słabą nauczycielką, bo zamiast wykorzystać to, że byłbym wstanie więcej, ona usilnie starała się znależć na mnie i teraz wydaje mi się to komicznie śmiesznie, ale przygotwywaliśmy przedstawienie na dzień mamy i jakoś staliśmy w tym rządku recytując te wierszyki a ja miałem chwilę zapomnienia i się akurat z kolegą przepychałem czym wyprowadziłem moją panią z równowagi i nie potrafię przytoczyć dosłownie co powiedziała, ale miało to taki sens, że w końcu mi się udało mały gnoju, masz tu nagane z zachowania i tarczy wzorowego ucznia nie będzie. Na początku myślałem, że zartuje, ale nie. Potem, w drugiej i trzeciej klasie, na szczęście, pani mi się zmieniła. Ta z kolei wymyśliła tablicę. Jak ktoś się zachowywał dobrze to dostawał słoneczko, jak źle to księżyc. Miałem najwięcej księżyców z całej klasy, ale kurwa jak teraz o tym myślę to nie wiem dlaczego, bo w końcu nie byłem aż taki zły, no! W każdym razie to już nie zaważało na tym czy dostanę tą tarcze wzorowego ucznia, bo najzwyczajniej w świecie, nie wiem już dlaczego, ale od 1990 roku taki tarcz już nie rozdawali. W tym to jeszcze okresie z moją nową panią zakochałem się poraz pierwszy. Była to Madonna po obejrzeniu filmu "Kim jest ta dziewczyna". Tak mnie ten film zafascynował i ta kobieta, że w łózku przez tydzień w gorączce w maju leżałem i po dwa razy dziennie ten film oglądałem. I wszyscy w rodzinie się śmiali, że się w Madonnie zakochałem. A do Madonny to jeszcze pary wróce bo mnie ta kobieta całe życie prześladowała, a teraz to najzwyczajniej w świecie ją lubie. Rok później o tej porze na dzień matki, mamie wierszyk napisałem. Już wtedy było wiadomo jak skończę marnie i pracy dobrze płatnej nie będzie. No w każdym razie przeczytałem jej ten wierszyk a ona na to, że go z jakiejś książki od poety ściągłem. Bolało mnie to wtedy strasznie, że mi nie wierzy, a jak teraz o tym myśle, to mnie to po prostu wkurwia, bo może naprawdę jakiś talent się tam skrzył, no ale kurwa kto miał go zauważyć jak własna rodzona matka nie potrafiła? Ktoś mi ostatnio powiedział, ze powinienem jej o tym powiedzieć, ale ja znam moją mame i ona pewnie tego nie pamięta, poza tym co to teraz zmieni? Klasa 4, 5, 6, 7, 8 jakoś ciekawe za specjalnie nie były. Tylko w czwartej klasie rzucałem z trzema kolegami w sztani, gdzię się przebieraliśmy na wuef, stołkami w ścianę... wiem jak to brzmi... W każdym razie fizykę miałem z zastępcą dyrektora i już wtedy się fizyki bałem, a on dochodzenie robił po fizyce jak mieliśmy ostatnią, kto jak i dlaczego. Oczywiście o jakiejkolwiek solidraności i trzymaniu gęby na kłódkę przy jego starsznym opanowaniu i spojrzeniu być nie mogło i rozpracował nas w dosłownie 2 minuty. wtedy poraz pierwszy miałem sytuację, ze jak trwoga to do boga, bo naprawdę trudno było mi tak powiedzieć tacie, że po musi iść do szkoły bo rzucałem krzesłem w ścianę... Jak mu to już mówiłem to się nie mogłem ze śmiechu powstrzymać i on też się niby wkurwiał ale tak naprawdę śmiał. Wtedy poraz pierwszy została wygłoszona słynna formułka "nie mówmy mamie", która potem była używana jeszcze z milion razy i będzie jeszcze użyta z kolejny milion razy, choć na drugim końcu świata jestem póki co i dorosłość jak poczatek umierania. W szóstej klasie sąsiadka z góry pożyczyła mi kasetę Hey`a "Ho!" i zaczął mi się kurwa okres dojrzewania i że nikt mnie nie rozumie. Ale mało kto mnie rozumiał. Ja co prawda jeszcze kojarzyłem te wszystkie gwiazdy i gwiazdki jedno- lub pięciosezonowe, nawet się załapałem, żeby miec pokój w plakatach Spice Girls cały, ale generalnie nie mogłem zrozumieć jak ktoś może mylić Chyliśką z Nosowską. Ja nawet o niej raz wypracowanie napisałem pod tematem "Kogo najbardziej podziwiasz". I napisałem, że Kasie bo zamiast poddać się aborcji i jechać promować amerykańskie wydanie płyty "?" do USA, ona postanowiła dziecko urodzić i przez to spłacać musieli tą płytę przez kolejne trzy płyty, no a potem to już Alanis Morisette była,w dodatku niedzieciata, więc kto by się tam nimi zajmował. I jeszcze amerykanka to łatwiej. No i tak przeczytałem te moje wypociny i cała klasa jak wryta jeszcze przez 2 minuty nic nie mówiła. No dostałem za to bardzo dobry bo inaczej być nie mogło żeby indywidualność się nie załamała, ale wszyscy inni mieli odklepane jakieś formułkowe sraty pierdy, a moja pani to chyba liczyła, że się Janem Pawłem II zajmę... A potem Kasia se płytę techno nagrała bo czemu nie i był taki okres, że ich nikt nie lubił i wogóle obciach słuchać tego, a ja akurat wtedy swoje największe zafascynowanie przeżywałem. Potem w siódmej klasie jak jakiś smarkacz poszedłem z mamą odwiedzić jej koleżankę, no i tak sobie gadały, a mi się kazały Vivą 2 zająć. No to się zajołem i akurat była premiery Bjork "Joga" i myślałem, że mi szczena opadnie bo ja sobie do tej pory myślałem, że polski rock to wszystko, a tu takie coś dziwne- te skrzypce, bity, wszystko życiem tknie, i tylko ten teledysk taki komputerowy całkiem, co razem dawało niesamowite wrażenie. Tak naprawdę, że pojadę na Islandię i że to wszystko na żywo zobaczę, to decyzja już wtedy zapadła, bo nie mogło być tak, żeby ktoś tak zdrowo, kosmicznie pierdolnięty, mógł się wychowywać w takim zwyczajnym kraju. No i może nie jest aż tak niezwyczajnie, ale coś w tym jest, że oni Bjork mają, a my conajwyżej pokolenie JPII. I już od tej pory wszystko zmierzało do tego, że rok temu kupiłem te bilety na Islandie. Oczywiście wtedy tego nie wiedziałem, dopiero teraz to wiem. W liceum się w końcu odnalazłem i były to najwspanialsze lata mojego życia. Ja wszystkich najlepszych przyjaciół mam z tego okresu. Nagle się okazało, że nie tylko ja na świecie rocka słucham :-) No więc zapuściłem sobie długie włosy, chodziłem ubrany na czarno, a lato miałem zajebistą czerwoną koszulę, którą wykończyłem dopiero w zakładach mechaniczno- kuźniczych, krótke, czerwone, obcięte jeansy. Doprowadzałem do szału moją mamę bo nie chodziłem na dyskoteki jak moi kuzyni, jak nie szarpidruty, to Bjork się darła. Poza tym słuchałem Włochatego i Zielonych Żabek, zadawałem się z punkami, jeździłem na czad giełdy, ale jak bardzo kochałem całą tą kulturę punkową i moich wszystkich znajomych, tak punkiem stać się nie mogłem, bo jakoś zawsze tak szukałem dziury w całym a może i za mądry już byłem żeby w całą tą czczą gadaninę o anarchii wierzyć. Bo ja jakoś tak zawsze miałem, że jak już coś robić to do końca realizować postulaty, a ja dziwnie siły nie miałem się do końca w anarchię bawić bo zawsze mi się to kojarzyło żeby szkołe rzucić i wyprowadzić się gdzieś na pustelnie. no co? Jak anarchia to anarchia. Ale było cudownie. Te neo punki w moim mieście nie mają już tak fajnie. i to z paru prozaicznych powodów. No na przykład aparat cyfrowych nie było, choć już wtedy właśnie takie coś mi się marzyło. Tak na marginesie to ja już takie urządzenie co robi dużo zdjęć na raz to dawno w głowie miałem i tlyko czekałem aż ktoś to urzeczywistni. Szkoda, że tak późno, bo działo się działo, a ta 30 klatkowa klisza od czasu do czasu nigdy tego nie odda. A może to i lepiej... Komórek nie mieliśmy. No może ktoś już tam miał ale nie było to wtedy takie do końca jeszcze normalne wtedy, a poza tym takie komercyjne! :-) Nie musiałem się z myślami bić czy mieć czy być bo to zwyczajnie drogie było. Pierwszą komórkę po maturze miałem. A jak Marcie, tej samej co teraz ze mną na Islandii siedzi, komórkę w trzeciej klasie kupili to po prostu w głowie mi się to nie mieściło, bo to Marta zawsze taka radykalna zawsze była. A tu dupa! No i mp3 nie było. Więc jak mi w ręce "Mezzanine" Massive Attack wpadła to miałem ostatni raz w życiu orgazm muzyczny i do tej pory mam tą płytę i ona od słuchania to wręcz przeźroczysta się już zrobiła, tak ją zajechałem. "Angel" do tej pory jest mega i ciary mam :-) nie wiem jak ludzie żyją nigdy tej piosenki na uszy nie słysząc. Nie skakało się nerwowo po folderach w swoim zajebistym odtwarzaczu z kartą 10GB co by tu posłuchać. Prościej było i jak na to patrzę to lepiej. Ale nie narzekam i żałuje tak naprawdę, że wtedy tych wszystkich zabawek nie miałem. Jak jeszcze pół roku temu korepetycji z angielskiego udzielam to opowiadałem o tym moim dzieciom prawie z gimnazjum jak to "za moich czasów" było i oni mi uwierzyć nie mogli, a ja sam sobie, że im to mówie. A ile uroczych problemów brak cywilizacji sprawiał. no jeden telefon stacjonarny w domu, jeszcze bezprzewodowy w centralnym miejscu, i umów się tu co na chlanie trza obowiązkowo na ognisko zabrać. do tej pory mam przed oczami jak gdzieś tam się z Michałem umawiałem o czym oczywiście rodzice wiedzieć nie mogli, i on się skapł, że ja nie za bardzo mówić nie mogę, więc tylko "tak" lub "nie" i tak się zgadujemy. Ja już sam nie wiem jak to bez tych komórek było. Ale było! Po drugie to granicę zamknięte były, coś tam o Unii to dopiero szeptali, więc gnietliśmy się wszyscy w tym zapiździałym Olkuszu razem i mieli uniesienie duchowe i było miło. Czasami tylko nie rozumiałem tych spojrzeń starszych ode mnie i ich pobłażliwego uśmiechu do naszych glanów w 30C na dniach Olkusza, ciuchów z lumpeksa i picia siarowych jeszcze wtedy win. Ale samemu mi się teraz śmiać chce z takiej młodzieży jak widze w moim mieście. i tak patrzę na nich i oni na mnie. i tak sobie myśle, że chujowo macie wy małe neo punki, anarchiści, z najnowszym modelem empetrzy w kieszeni i Nokią w drugiej, cieszący się, bo im pan w Kalafiorze (taki bar u mnie) w telewizorze na 4FunTV "Smeels like teen spirits" puścił. Ale śmieje się tak pozytwynie i bogu dziękuje, że ja się jeszcze na bar Czarny Piotrek załapałem. To naprawde była kultowa knajpa. Ja tam koncertów w życiu nie zapomne. I żal mi jest, że oni to nawet może nie wiedzą, że coś takiego było, a jak wiedzą to tylko z opowieści. Ileż ja się rodziców nakłamałem zanim mi tam oficjalnie chodzić pozwolili. A teraz w moim mieście to już żadnej knajpy po prostu nie ma i ja nie wiem co oni robią... A jeszcze z dwie klasy liceum i wyjadą stąd i mnie to już z czysto socjologicznego punktu ciekawi co się z tą wiochą stanie, bo ludzi w moim wieku naprawdę tu nie uświadczysz... Poza tym ja do szkoły chodzić lubiałem! KOCHAŁEM! Serio skumać nie mogłem jak ktoś tego lubieć nie może. I nie chodzi o to, że się lubić uczyłem bo co to, to nie. Ale nauczycieli miło wspominam, gazetkę szkolną sam praktycznie wydawałem, radiowęzeł był pod naszym panowaniem, przewodniczący wice był z naszej klasy. Moja mama się zastanawiać dopiero zaczeła dlaczego ja tak długo w szkole przebywałem. Bo potem mój brat też tam gdzie ja chodził, no ale on do szkoły o 8 wychodzić a 14 był już dawno w domu. A ja to na autobus o 7.25 wychodziłem, obowiązkowa fajka przy fontannie rano. Tam się zawsze z Martą i Michałem spotykałem. Po szkole ZAWSZE chodziliśmy do Krakowskiej na godzinę lub dwie, tak że w domu przed 16 nie uświadczyło się mnie nigdy. Pani z tej knajpy to już po prostu śmiała się, że jej dzieci przychodzą. i te filozoficzne dyskusje. A ile kasy wydanej, a ile nerwów właścicielki czasami napsutych. Ale ona chyba bez nas żyć nie mogła jak my bez tej knajpy. To było takie oczywiste, że tam po szkole idziemy, że ja z ręką na sercu nie pamiętam takiego dnia szkolnego żebyśmy tam nie byli. Oczywiście Krakowskiej też już dawno nie ma... Wogóle komercja była wtedy całkowicie passe, więc jakby mi ktoś powiedział, że będe z Gislim na podeście koło DJa pijany przy Britney Spears na Islandii tańczył w klubie tańczył to bym się stuknął w czoło, że mnie wogóle praca w takim miejscu spotka :-) Poza tym może komercja była passe ale Guano Apes pierwszą płytę miało zajebistą i niech sobie wszyscy mówią co chcą, z Garbage problemu nie miałem bo to był dla mnie zawsze niekomercyjny zespół strasznie zajebisty poza tym i tylko że mi się Madonny "Ray of light" album podobał musiałem skrzętnie ukrywać. I ten post byłby bez sensu gdybym o Portishead nie wspomniał. To był klimat. ten zespól to moja młodość, to się nigdy nie zestarzeje i chyba każdy wrażliwy a miarę i rozsądny człowiek się kiedyś na to natknie, bo inaczej się nie da po prostu. Muszę jeszcze tribut mojej wychowawczyni z liceum zrobić, bo jak teraz na to patrze, to nigdy nie bylisbyśmy tymi ludźmi jakimi jesteśmy i nie spotykalibyśmy się co roku na spotkaniach klasowych. Zawsze na studiach, i teraz zresztą też, nikt mi nie wierzy, że my co roku spotkania klasowe mamy. Poza tym nigdy nie zapomne, że gówno zawsze wierzchem pływa, a tłumaczy się tylko winny i że pójdziemy do pracy to poznamy tą mniej niewinną naturę ludzi. I to ona jakąś taką aure zawsze roztaczała, że to ajkieś takie oczywiste było, że na dzienne studia iść trzeba, więc jak się nie dostałem, jeden z pięciu może w mojej klasie, to się normalnie popłakałem i do Karoliny z klasy dzwoniłem, że co ja mam teraz zrobić bo już żyć po co nie ma i że po prostu nie wiem. Tymbardziej, że to ja byłem ten pewniak co się na pewno dostanie bo te artykuły w "Dzienniku Polskim" i wogóle. No. i wtedy poraz pierwszy dostałem tak naprawde porządnie w dupę od życia, że już w sumie wszystko potem nigdy nie było tak straszne. Zwłaszcza, że już nawet plany takie były, że wynajmiemy mieszkanie i królika chodować będziemy. Co prawda dostałem się do Częstochowy na historię, ale to było tak od niechcenia złożone, bo miałem taką możliwość, a ja już studia dawno wybrane miałem i po prostu nie potrafiłem sobie jakoś tego zrobić, żeby iśc na dzienne tylko po to, żeby być na dziennych. Już mi coś wtedy mówiło, że po tych moich studiach biednie będzie a co dopiero po historii. Chyba Marta mi tylko dziękować za to może, bo mieliśmy tam razem iść do tej dziury, a tak to wylądowała w Opolu i skończyła informatykę. A ja na zaocznych w Krakowie na UJocie. I z tym takie śmieszne historie były bo mi niektórzy nie wierzyli, że się na dzienne dostałem i nie poszedłem i im pokazywać musiałem papierek że się dostałem. A potem mi nikt nie wierzył, że na UJot ze Śląskiego to papiery tylko przeniosłem bo mi bardziej dojazd pasował. wszyscy sobie ubzdurali, że to dla prestiżu jakiegoś, a ja to pierdoliłem bo i tak depresje miałem bardzo ciężką przez pierwsze półtora roku bo mnie tam być nie powinno! No ale nie powiem, co UJot to UJot, dzięki temu tu moge robić co w Polsce nie byłoby mi dane a moja szefowa mówi że zajebistą szkołę skończyłem chyba :-) Dodam jeszcze tylko, że jak się nauczycielka w ósmej klasie podstawówki dowiedziała, że chcę iść na profil matematyczno- fizyczny to mi kazała się nie przyznawać kto mnie matematyki uczył, potem to samo miałem ale z nauczycielką od polskiego. Poza tym mój tata do niej też chodził i się pytał czy to wogóle sens jakikolwiek ma bo ja się uparłem jak głupi. Ale co ja studiować będe to juz w drugiej klasie LO wiedziałem, więc jakiś dylematów co do wyboru studiów nie miałem. Do gazety wtedy pisałem i tam miałem zostać, no ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że życie jest takie naprawde fascynujące. W dzień jak się moja polonistka dowiedziała na co idę na studia dostałem mierny z testu z Romantyzmu:-) A wogóle z Romantyzmem to potem też miałem ciekawie. A w mojej klasie takich co nie idą na studia techniczne było może z 7, oczywiście ja, Marta, Michał i Krzysiek obowiązkowo. a pani tak miła była nasza kochana, że nam pozwoliła na matmę nie chodzić, tylko w jej kanciapie historii uczyć, tylko żeby jej Goldenów nie palić. No to się wycwaniliśmy i też zaczeliśmy Goldeny kupować. Studia to jeszcze taki świeży okres, że pisać o tym dużo nia ma co, bo się boje, że by mi dyplom jeszcze odebrali. Hahaha! No działo się, działo. Najpierw miałem depresje bo nie jestem na dziennych i jakież było moje rozczarowanie gdy się okazało, że w mojej grupie same kobiety. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawę, że chce taki feminstyczny kierunek studiować. Bo ja zawsze byłem w klasach gdzie było 30 chłopa i z 7 dziewczyn, więc wogóle nie wiedziałem jak się zachowywać. Ale przestawiłem się bardzo szybko i ileż ja się od moich kochanych przyjaciółek ze studiów ciekawych rzeczy na temat kobiet dowiedziałem, że mółbym na ten temat książkę napisać. Poza tym bycie rodzynkiem w grupie miało kupę zalet. Można było na egzmainie powiedzieć, że przecież go pan profesor nie może usadzić bo to jedyny facet w grupie. Gdzieś do trzeciego roku, jeśli chodzi o naukę, szło mi bardzo topornie. Nie zapomne szkolenia bibliotecznego i jak poznałem Edytę. Potem Edyta zdała do szkoły aktorskiej i ślad po niej zaginął. Ale za to poznałem Gośki, potem Monikę, Mery, Marysię i przez pewien czas to czułem się jakbym dziennie, a nie zaocznie studiował. Imprezy na wynajętym mieskznaiu Gośki, u Marty w salonie mody ślubnej to trzeba przeżyć, żeby uwierzyć. Mam nadzieję, że nie zdrętwieje i w wieku Marty będe jak Marta. Jeśli chodzi o szkołe to staropolską dwa lata zdawałem i pana od tego przemdiotu nie zapomne do końca życia. Moge się tylko przyznać, że z romantyzmu miałem komisa a wogóle cały romantyzm zdałem przeczytając tylko jedną lekturę. Nikt mi nie wierzy, ale ja tak potrafię. I tylko Marta mnie dołowała jak z Opola przyjechała bo mi Słowackiego z pamięci z liceum recytowała. Egzmainu z pedagogiki też nie zapomnę bo się siedziałem u pani chyba z 2 i pół godizny, czym doprowadziłem do szału całą resztę co czekała po mnie i się z panią wykłucałem, że wogóle taki przedmiot to powinien być zlikwidowany, a ona do mnie po tych prawie 3 godzinach mówi, że 5 mi da bo mam talent i się zmarnuję i do szkoły iść muszę. Piszę o tym bo to chyba jedyny egzamin z którego byłem pochwalony, no nie licząc literatury XX wieku, ale to tylko dlatego, że mi pan sam pozwolił wybrać o czym mówić, a ja "Lolitę" wziołem, bo ta książka to jak moja biblia, choć już ostatnio, na Islandii, się dowiedziałem, ze się nie da przez to do końca przebrnąć. Wogóle mylenie tego z filmem to jedno wielkie nieporozumienie. Z reszty przemdiotów "zawsze coś", ale tyle głupot się uczyłem, a ja już od podstawówki miałem, że nie potrafiłem uczyć się bzdur, które mi się nigdy w życiu nie przydadzą. A na studiach to 75% rzeczy to były takie bzdury. Ja literaturę lubiłem, pisac się chciałem uczyć, a oni mnie łaciną, starocerkiewnym językiem katują o jakimiś zawiłościami językowymi do nieczego nie przydatnymi dla kogoś kto chce tylko w szkole być. Potem tego żałowałem bo się na seminarium za dziewczynami i trochę z przymusu na jezykoznastwo poszło. Muszę się pochwalić trochę i powiedzieć, że mi moja promotor po napisaniu przeze mnie pracy powiedziała, że myślała, że ja jej wogóle nie zdołam napisać. W sumie to sam miałem takie obawy, ale jakoś poszło. Potem mi ta pracę nad niebiosa wychwalała, że rewelacja i ja do tej pory myśle czy ona tak naprawdę. Teraz sobie myślę, że będąc w Islandii, zawyżam średnią zarobków humianistom, która od czasu do czasu się w Wyborczej ukazuje. Czas studiów to 2 tradycje- pasterka na zadupiu bukowniano- sławkowskim, którą to i dzisiaj mam zamiar podtrzymać i coroczne, grudniowe koncerty Hey`a w Krakowie. Niestety, komórka mi się popsuła i do Gosi numer zgubiłem i w tym roku z koncertu nici były. DVD MTV Unplugged mi zostaje w tym roku :-) Czas studiów to jeszcze czas kiedy to tokrazem- frezerem się było. No. Było, było :-) W sumie to naprawdę mało już z tego pamiętam, choć 3 i pół roku tam spędziłem. Jak teraz na to patrzę wszystko to wiem, że tak być miało. Przez pierwsze dwa lata przy życiu Artek mnie utrzymywał i to jedna z tych osób, która się spotyka w swoim życiu, jest przez pewien czas i potem myka, ale sie potem już całe życie wie, że właśnie wtedy miało się ją poznać. Gdyby nie Artek chociażby to Agi bym nie poznał o której już kiedyś pisałem, że gdzieś tam sobie w Dublinie jest od dwóch lat niewidziana, ale tak jakoś jakbyśmy się wczoraj widzieli zawsze. To był jeszcze czas kiedy w Kalaforze zostałem "tym gościem od Unkle" z czego dumny jestem do tej pory i mi się łezka w oku kręci. Bo Unkle to po prostu zajebisty zespół a wszystko przez gazetę FLUID, którą wszyscy uważają za jakiś popkulturalny szmatławiec, co jest oczywistą nieprawdą, bo to najbardziej niekomercyjna gazeta jaką w życiu czytałem. No ale trzeba ją najpierw przeczytać, a nie tylko obejrzeć reklamy i okładkę. Potem do pracy przyszedł Michał w seledynowych sznurówkach i mieliśmy najpierw do Irlandii jechać, potem do Anglii przez chwilę, a potem jeszcze byłem u mnie w spożywczym, dorawałem gazetę "Praca i życie za granicą" i jeszcze ze sklepu nie wyszedłem, ale ja NAPRAWDĘ wiedziałem, że jadę na Islandie.
No i byłem sobie chwilę na tej Islandii, teraz na święta przyjechałem i tak sobie patrze na to wszystko z boku co się tu dzieje i widzę, że moi znajomi po studiach technicznych sobie radzą, bo pracy pełno, a ci po takich podobnych do mnie też sobie radzą, ale troche mniej, bo dla takim ludziom nasz wspaniały kraj JESZCZE możliwości rozwoju nie dał. i część z nich już, część jeszcze za chwile dorośnie do decyzji kupienia biletu i powożenia się po świecie. Chciałbym tylko, żeby to nie była decyzja przymusowa, ale że się po prostu chce. I wiem, że gdybyśmy mieli taki dochód narodowy na głowę jak Islandia to MY bylibyśmy najszczęśliwszym krajem na świecie i życie tutaj byłoby po prostu piękne. i ktos mi teraz powie, że też jest pięknie, ale trzeba pomieszkać chyba jednak trochę za granicą żeby zrozumieć co mam na myśli, bo to wyrażone słowami być nie może. kiedy każdy sobie robi to na co ma ochotę. jak mu mało to sobie dorabia a genralnie to się o mniej przyziemnych sprawach częściej myśli.
A post ten napisałem bo sobie zdałem sprawę, że ja tak naprawdę szczęśliwym człowiekiem jestem, i powinienem jakiejś sile wyższej dziękować, że zawsze na wspaniałych ludzi trafiałem. Niektórzy z nich pojawiali się na chwilę i szybko znikali, inni byli trochę dłużej, a jeszcze inni są całe życie już prawie- tak mi się zdaje. I już po prostu wiem, że będą i nie ważne gdzie ja mieszkać będe, czy tu czy tam czy jeszcze gdzieś indziej. A teraz życzenia wam świąteczne złoże. I wiem, że może nie do końca będą one dla wszystkich zrozumiałe, no ale ten blog, choć publiczny, to w sumie nie jest pisany dla wszystkich, a Ci co powinni to zrozumieją.
Życzę wam, abyście w nowym Roku znaleźli swoją Jogę, a do policzenia przyjaciół nie starczały wam palce jednej ręki, bo podobno tylko wtedy można powiedzieć, że się jest szczęśliwym człowiekim. I jak mówi Madonna, żebyście nie byli ubodzy duchem i nie pozwalali innym decydować co sprawia wam frajdę, bo ostatni miesiąc udowodnił mi z całą siłą jakie życie krótkie jest i ulotne, i dlatego warto już, od teraz, w tej chwili, żyć pełnią życia i nie odkładać niczego na później. Świat jest taki zadziwiający tak naprawdę i można wszystko! "I'm no fucking buddhist But this is enlightenment. You can't say no to hope, Can't say no to happiness."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz