piątek, 28 września 2007
Czendżes
Wygląda na to, że przez najbliższy czas zmienimy branżę budowlaną na hotelarską i klubową. Czuję, że będzie o czym pisać przez najbliższy czas. Wogóle dzisiejszy dzień był całkowicie inny niż wszystkie moje dni na Islandii jak przyjechałem. mogłem pospać dłużej, potem spokojnie zrobiłem sobie pranie, pomoczyłem się pół godziny w wannie, bo nigdy nie miałem czasu, żeby sobie nalać wody do wanny i brałem zawsze prysznic. Potem posprzątałem kuchnię, przedpokój, łazienkę i nasz pokój na błysk, że aż Darek jak rano wstał to oślepnął z wrażenia. i nie ważne, że nie ma teraz po tym ani śladu. Potem zjadłem płatki i pogadałem z Darkiem o bzdurach. W między czasie radia BIS posłuchałem. Garbage, Bjork, LCD Soundsystem, Garbage i parę przebojów z tutejszego radia co było dla mnie śmieszne bo ja tu tak często słyszałem te piosenki, że jak wrócę do Polski i je usłyszę gdzieś to zobaczę to wszystko przed oczami co mam teraz i mi się jeszcze zatęskni albo coś. Potem kupiłem sobie bilet miesięczny. tęsknie za moim kochanym dżipem ;-) No nie wiem jak się przestawie ale muszę, no :-) Od czasu jak jechałem autobusem ostatni raz to plan się zdążył zmienić, znowu muszę mapy używać bo nie wiem jakim autobusem gdzie i jak dojechać. i jeszcze to tak długo trwa co potrafi doprowadzić do szewskiej pasji. Ale ludzi jeździ więcej niż latem. i wszedzie te przebrzydłe Islandki wokoło, które psują widok. Ej, naprawde są brzydkie, no nie przesadzam. Tłuszcz im się wala z każdego boku. P r z e s a d a ! i jeszcze się z panią nie mogłem dogadać jaki bilet miesięczny potrzebuje co mnie załamało już na wstępie że rzeczywistość jest aż taka okrutna i to się dzieje i że zaraz wsiąde i pojadę autobusem numer 4 a potem numer 1 gdzie mieści się siedziba mojej wymażonej firmy, w której pracy pewnie i tak nie dostanę ale okaże się w poniedziałek. a potem byłem w downtown bo stwierdziłem, że po moich przeżyciach może do fabryki na razie nie pójdę i poszukam pracy gdzieś z normalnymi ludźmi. no i tak chodziłem sobie wybrednie po niektórych knajpach i czułem się jak na poczatku. wszyscy bardzo mili, oddzwonią, good luck, że jak się przejdę i nie znajdę to żebym spróbował za tydzień i te sprawy. i wszyscy mili tłumaczą gdzie co jest i tak i ja się dziwie bo ostatnio mnie isladczycy nie rozpieszczali. W Sirkusie byłem. Tak koło 1530. Wchodzę a tam jakby remont. Krzeseł nie ma, stolików też, no nic. i myśle łot de fak, jacyś Tajlandczycy sprzatają, ja załamka, że mi knajpe zamkneli i jak to możliwe jak henry jeszcze tam nie pracował. No i pytam o tego młodego łebka w moim wieku, właściciela, bo się okazało że tylko podloge myją i wszystko wynieśli. No i on do mnie ta sama gadka co zawsze tym swoim niezrozumiałym dla mnie angielskim a ja do niego czy ty stary wiesz ile ja tu razy byłem. On do mnie, że 3, ja do niego, że nie bo 4. No i on tak myśli i mówi żebym przyszedł o 17. No to przychodzę o 1655 i jeszcze zamknięte. No i tak patrzę i patrzę, myślę i myślę a tu taka kanjpka obok zaraz. i tak myślę, że wejdę bo co tam i po 4 minutach bez zbędnych pytań się okazuje, że w łikendy tam pracuje jak długo chcę od 22 do 5 rano. i jeszcze rozmawiałem z moim nowym szefem a tam ktoś dzwoni i dzwoni. i się okazało, że aż w 3 miejsach mnie chcą na łikendy, ale sobie myśle, że skoro tu mnie chcieli od razu to ich pieprze i zostaje. Sirkus chyba nie jest mi pisany na razie. popatrze sobie na tą Sodomę i Gomorę od środka, od wnętrza ;-) i tylko mnie w domu starszą, że już na pewno alkoholikiem zostanę. Ale pieprzą, nie moge się schlać w nowej pracy łikendowej w pierwszy dzień. Nie mogę. Chyba nie mogę... Poza tym do hotelu potem idę. i szkoda tylko że starciłem pracę w tym tygodniu a nie w tamtym lub przyszłym bo ludzie tu ode mnie wsparcia potrzebują a ja zywcem nie mam kiedy zareagować bo się muszę z przyczyn niezależnych sobą zająć! i wogóle to ja może na razie zamiast siedzieć tylko i pisać te bzdury tutaj to się zajmę przeglądaniem internetu w poszukiwaniu pracy, przegladaniem gazet i wogóle... bez odbioru! Ale to pewnie nie prawda jest bo ja mam może w sobie coś z psychopaty ale ta sytuacja taka... nowa jest, że aż mi się podoba. Jakąś nową potrawę na stołówce dali, tylko mnie zabrakło. Jak już mówiłem, Army od ME i dlatego Army of YOU!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz